wtorek, 30 października 2012
Rozdział 7
- Wiedziałem - coś szepnęło jej do ucha. Odwróciła się. - Axl dostanę przez ciebie zawału kiedyś. Zachowujesz się jak wampir. A co wiedziałeś ? - pobladła. - Wiedziałem, że tu pójdziesz. Teraz próbujesz szczęścia u Hudsona tak ? - oparł się o ścianę. - Nie. Nie... chcę z nim pogadać. Zajmij się sobą. - warknęła i zapukała do drzwi. Cisza. - Saul, jesteś tam ? - zaniepokoiła się. Wparował do pokoju. On leżał na łóżku. - Saul - ponownie powtórzyła jego imię. Podeszła bliżej. Wyglądał jak by był martwy. Potrząsnęła nim. Nic. Jakby trup. - Saul słyszysz mnie ? Saul... - powiedziała zadławionym głosem. Złapała go za nadgarstek, żeby wyczuć puls. Nie było go. Serce nie biło. Nie oddychał. - A-axl ? Axl jesteś tam ? - wyjrzała za drzwi. On podszedł do niej. - Co jest ? - powiedział ze stoickim spokojem. - On.. on.. kurwa dzwoń po karetkę ! - wydarła się na niego. - Co ? - nie rozumiał o co chodzi. - On... Saul nie oddycha... Idź a nie tu stoisz jak ciota ! - znowu krzyczała. Rose poszedł na dół. Coś go ukuło w sercu. Carly nigdy na niego nie wrzeszczała. Zadzwonił. Po kilku minutach wrócił. - Zaraz będą. Co ty... Ty ćpasz ? Teraz ? - wytrzeszczył oczy na swoją siostrę przyrodnią. - Nie... znalazłam to u kudłatego jeszcze to, to i to. - podała mu do ręki kilka używek. - Kiedyś go zajebię... oczywiście jak będzie żył. - warknął. Carly poszła do pokoju rudego. Usiadła na łóżku. Czuła się winna. Myślała, że to przez nią wziął tyle tego świństwa. Nawet nie zaważyła kiedy rozpłakała się na dobre. Do sypialni wszedł Steven. - Axl, widziałeś gdzieś moje skarpety ? Znowu.... Carly... Carly co ci jest ? - podszedł do niej. - Nic. - odwróciła się do niego plecami i rzuciła mu jakieś skarpety - To chyba twoje. - podciągnęła kolana pod brodę. Blondyn niepewnie powąchał czarny materiał zwinięty w kulkę. - Ja pierdole... - kaszlnął - Czy on kiedykolwiek myje nogi ? To nie moje. - wyrzucił je przez okno. Ognistowłosa zaśmiała się cicho. - a teraz mi powiesz co ci jest ? Zaczadziłaś się skarpetami Axla czy co że płaczesz ? - zażartował uśmiechając się łobuzersko. - Nie, ja nie wącham skarpet Rudego. Kudłaty jest w szpitalu... Chyba kopnął w kalendarz. - położyła się zakrywając głowę poduszką. - Że co ? Jak.. Jak to ? - zdziwił się mocno. - Przedawkował. Tak mi się zdaje. - głos jej zadrżał. - Wszystko będzie dobrze. Dziecino uspokój się. - pogłaskał ją po plecach. - Nie, nic nie będzie dobrze. - zaszlochała po czym wtuliła się w Steva. Rozpłakała się na dobre. Po kilku minutach uspokoiła się. - Lepiej ci ? - zapytał troskliwie. - Yhy... dziękuję ci... że mnie przytuliłeś. - wstała z łózka i chwiejnym krokiem poszła do łazienki przemyć twarz. Chwilę później była znowu w sypialni, ale Stevena tam nie było. Położyła się na dywanie i patrzyła na niebo za oknem. Ktoś ją wołał. tak jej się przynajmniej zdawało. Zeszła na dół. - Tak ? - ziewnęła. - Dzwonili ze szpitala, jedziesz ? - zapytał Axl. - A z kim ? - popatrzyła na niego. - Ze mną. Mam prawo jazdy, spokojnie - uśmiechnął się łobuzersko. - No dobra. - westchnęła. - No to chodź. - podał jej kurtkę i wyszedł przed dom. 20 min później byli w szpitalu. - Dwadzieścia, Dwadzieścia jeden, Dwadzieścia dwa... Zgubiłem się, gdzie my mieliśmy iść ? - zatrzymał się. - Nie wiem. Chyba trzydzieści pięć czy tam pięćdziesiąt trzy. Tam jest jakiś lekarz. - sama się zgubiła. Podeszli do tego gościa w fartuchu. - Przepraszam yyy...- nie wiedział o co tak dokładnie ma się go spytać. - William Bayley ? - zapytał. - Ta.. Tak.. Wie pan może... - skrzywił się lekko kiedy usłyszał swoje dawno nie używane nazwisko. - Tak wiem tam. - wskazał palcem w którą stronę mają iść. Weszli do pokoju numer dwadzieścia dziewięć. Ani jedno, ani drugie nie miało racji co do numeru pokoju. zobaczyli tam znajomego ich mulata który teraz nie wyglądał jak ściana bo był bledszy od ściany. - Mówiłem że żyję. - uśmiechnął się. Podeszli do niego. - Kim wy jesteście ? - czarnowłosy chłopak otworzył oczy. - Nie udawaj, że nie wiesz. Axl, to twój przyjaciel ? - usiadł na parapecie. - Ej Rose a może on stracił pamięć. - Carly poszła w ślady swojego brata i zrobiła to samo. - Może. Ej kudłaty pamiętasz coś ? - stukał palcami w parapet. - Ja ? Nie. Co ja tu robię ? Pytałem jakiegoś faceta w fartuchu i mówił że jakiś William mi to wytłumaczy. - Przekręcił się na bok. - Ja jestem Wiliam. - uśmiechał się. - To w końcu William czy Axl ? - przewrócił oczami wzdychając. - Nie ważne kurwa... Rano ta dziewczyna, ta właśnie ta, Carly znalazła cię nieoddychającego na łóżku u ciebie w sypialni. Przedawkowałeś coś. Chyba kokaina albo heroina. I chyba straciłeś pamięć. Jesteś teraz w szpitalu. Nie wiem ja jestem tylko rudzielcem. - tłumaczył się. - A... dobra już nic. - przymknął oczy. - Chcesz coś jeszcze wiedzieć ? - głos mu zadrżał. To nie był ten Slash co kiedyś. To jakaś grzeczna dusza w ciele tego szatana. Szatana, którego uwielbiał
Axl, Carly i wiele więcej osób. - Nie... Jakiś zmęczony jestem. - powiedział przytłoczonym głosem. - Prześpij się. Przyjdziemy jutro. Cześć. - Wyszli. Był już wieczór. Byli już prawie na Black Street, ale Rudy skręcił w prawo zamiast w lewo. - Rose, czy my dobrze jedziemy ? - zapytała. - Nie. - uśmiechał się łobuzersko. - Mam szatański plan. - dokończył. - Jaki ? Nie mam ochoty na alkohol. - zmierzyła go wzrokiem. - Jedziemy do lasu cię zgwałcić, zabić i zakopać kilometr pod ziemią. - zaśmiał się. - Ej.. Jak to ? - wystraszyła się - Ty mówisz serio ?- jęknęła. - Nie, jedziemy po whiskey. - Pokazał jej język. - Jesteś psychiczny. - westchnęła. Pół godziny później byli już w domu. Axl siedział przed telewizorem razem z Izzy'm i oglądali mecz. - Strzelaj! Strzelaj mówię ! No jaki debil... - komentował Izzy. - Co za nie... nie no przegrali - rozzłoszczony rudzielec rzucił pilotem w ekran który pękł. - Axl ! - rozległ się głos z góry. - Tak to moje imię - wyszczerzył zęby. Na dół zbiegli Duff i Stevenem. - Ja następnego telewizora cioto nie kupuję. To by był już 7 w tym miesiącu. Jestem chyba już tam klientem roku kurwa. - warknął Duff. - Powiedz, że kolekcjonujesz telewizory - zaśmiał się. - Tak i co jeszcze ? A gdzie Hudson ? - poczerwieniał ze złości. Axl otworzył usta. Nie mógł wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Jego oczy się zaszkliły...
sobota, 27 października 2012
Rozdział 6
-To... ja będę wracał do domu.- odparł Saul.- Mogę iść z tobą ? - Carly uśmiechnęła się. Saul nałożył swoje czarne Conversy i wyszedł przed dom. Po chwili Carly była poza swoim niewielkim miejscem zamieszkania. - Już jestem - powiedziała radośnie. Mulat złapał za swojego BMX'a, który był oparty o płot. - Siadaj - klepnął ręką w kierownicę. - A jak zlecę ? - zaśmiała się. - Nie gadaj bzdur tylko chodź - odgarnął ciemne loki z czoła. Dziewczyna usiadła na kierownicy. Po chwili mknęli przez różne dzielnice Los Angeles. Kilka minut później byli na Black Street. Weszli do środka. - No w końcu, Hudson gdzieś ty się szlajał ? Erin... znaczy się... dobra nie ważne - burknął Steve', który czegoś szukał w kuchni... - Steven co z twoim głosem ? - zapytała zaniepokojona. - Nie ważne. Zatęskniłaś za Rudym ? - zaśmiał się. - Tak jakby. - powiedziała niepewnie. - Twój kochany Rudy paczykot jest u siebie. - poinformował ją Duff. Wszyscy parsknęli śmiechem. Tylko Carly nie. Śmiechy zwabiły Rose'a na dół. Podszedł do niej od tyłu i zarzucił jej ręce na szyję. - Przepraszam kochanie.- mruknął jej do ucha. - Puść mnie ! - odskoczyła od niego. - No, przepraszam. Carly co z tobą do chuja jest ? - posmutniał. - Nie twoja sprawa. Odejdź ode mnie. - warczała. - Proszę cię. - jego oczy się lekko szkliły. Usiadł na parapecie i zapalił zacne czerwone Mallboro. Gadał coś jeszcze do siebie pod nosem jak to on miewał zwyczaj rozmawiania samym ze sobą. - Ej co się znowu burasz ? - do pomieszczenia wpadł Kudłacz. - Nic takiego - zapalił następnego. - Marchewa gadaj - stanął naprzeciwko Axl'a. - Nie jestem Marchewką, rozumiesz ?! - krzyknął. - Jesteś, jesteś. Gadaj co ci. - droczył się. - Nie twoja sprawa - odsunął się od przyjaciela. - A kto ci parę lat temu dal dach nad głową ? - złapał go za nadgarstek żeby nie odchodził. Ta kwestia zawsze na niego działała. - Ty- burknął .- No właśnie, mów.- puścił go. - No bo... ona mnie chyba nie kocha. Pewnie zdążyłeś się już z nią przespać wczoraj. - był ostro zdołowany i wkurwiony. - Ja z nią nic nie, jedynie usnęła mi na kolana i byłem zmuszony być przez bite 10 godzin w tej samej pozycji. - uniósł dłonie na znak niewinności. - Mhm... to co ty tam do cholery robiłeś ? - zapytał złośliwie. - Byłem z nią pogadać bo..bo..- nie wiedział co powiedzieć. - Mów skurwielu - dalej warczał na niego. Był bliski napadu złości. - Chciałem ją przeprosić... wczoraj rano się na nią wydarłem - powiedział ze stoickim spokojem w głosie. - Pff... Hudson i przeprosiny, też mi coś ? Kpisz sobie ze mnie ? - śmiał się nieszczerze. - Nie, nie żartuję. Mówiła mi, że cię kocha, ale boi się tych twoich napadów złości. Ja wiem jakie miałeś życie zanim do mojego domu trafiłeś, ale myślę, że powinieneś jej o tym powiedzieć.- uśmiechnął się, poklepał go po ramieniu i wyszedł z kuchni. Rose usiadł na parapecie, złapał jakąś tanią wódkę i upił łyk. Siedział tam godzinę i układał sobie w myślach co ma powiedzieć swojej dziewczynie. - Co ? - rozejrzał się po kuchni, ale nikogo nie zauważył. - Chcę porozmawiać. Axl co z tobą ? - oznajmiła. - O czym ? - odstawił wysokoprocentowy napój i podszedł do niej. - O nas, kotku - przytuliła się. Axl się uśmiechnął bo nie przytulała go już dość długo. Myślał, że na boku umawia się z jego przyjacielem i nie kocha go już. Widocznie było całkiem inaczej. - Dobrze. Przepraszam cię za wszystko, przepraszam, że mnie poznałaś, przepraszam, że teraz tu jestem, że w ogóle istnieję - mówił ze skruchą w głosie. - Saul mi wszystko o tobie powiedział. Nie gniewam się... Masz prawo być taki jaki jesteś... po tym co przeżyłeś...-szepnęła mu do ucha i wtuliła się mocniej. Jęknął cicho. - Ale - zrobił smutną minę. - Bądź już cicho i mnie pocałuj. - uśmiechnęła się łobuzersko. Wpił się w jej usta. - Mmmm..Sweet Child O' Mine - wsunął ręce pod jej koszulkę. - Brakowało mi ciebie. - musnęła jego usta. - Chcę cię. - dodała. Axl przerzucił ją przez ramię i poszedł do sypialni. Posadził ją na łóżku. Dziewczyna raptownie posmutniała. - Coś się stało ? - zapytał troskliwie. - Tak chodź gdzieś ze mną proszę. - wstała z łóżka. - Dobrze, a wytłumaczysz mi co się stało ? - nie wiedział o co chodzi. - Na miejscu tak. - powiedziała oschle. Nałożyli buty i kurtki. Wyszli. Carly złapała za rękę Axl'a i szła przed siebie. - Powiesz mi gdzie idziemy ? - zapytał. Nie miał już siły iść. - Na cmentarz - muknęła. Po 15 minutach byli na miejscu. - Sebastian ty żyjesz ! - rzuciła się w ramiona wysokiego długowłosego blondyna. - Tak żyję. Carly... puść mnie. - uśmiechnął się. - Baz wy się znacie ? - Axl zmierzył ich wzrokiem. - To moja siostra. Ej Rose wy ze sobą chodzicie ? - zapytał. - Tak, a co ? - puściła go. - Nie nic... - burknął. - A tak w ogóle to gdzie my jesteśmy ? - zapytał. - Na cmentarzu, kotku. Tu...są pochowani moi rodzice. - szukała zapalniczki. Rudy poparzył na nagrobek. - Carly my... my... - jąkał się. - Co my ? - zapaliła znicz który podał jej Sebastian. - Ty jesteś moją siostrą przyrodnią - podszedł do niej. - Axl co ty pieprzysz ? - popatrzyła na niego z politowaniem. - Mamy tego samego ojca..znaczy mieliśmy. - odpalił papierosa. - No rzeczywiście. Yay mam 2 braci - ucieszyła się. - A wiesz co w tym najdziwniejsze ? - zapytał. - Nie. - odpowiedziała. - To, że pieprzyłaś się z własnym bratem - uśmiechnął się łobuzersko. - No tak... ej... to dziwne... ale.. i tak... Sebastian możesz na chwilę ? - popatrzyła na blondyna - Tak.. wracam do domu cześć. - szedł w stronę wyjścia. -Było całkiem fajnie. Wracajmy już. - szepnęła mu do ucha. Podczas drogi powrotnej do domu wcale nie rozmawiali ze sobą. Will czuł się nieswojo i niezręcznie. Kiedy wrócili do domu ulotnił się gdzieś. - Ej, Steven widziałeś gdzieś kudłatego ? - zapytała. - U siebie. - mruknął i dalej zajął się robieniem sobie tostów. Ognistowłosa pobiegła schodami na górę. Zapukała do drzwi. Poczuła jakiś oddech na szyi...
niedziela, 21 października 2012
Rozdział 5
Następnego dnia 13;15:
-Wy musicie się wszędzie obściskiwać- burknął Hudson. Axl wstał z sofy i podszedł do niego. - Słuchaj zazdrosna cioto, te twoje komentarze kiedyś mnie do kurwicy doprowadzą !- złapał go za koszulkę i szarpnął nim. - No ale, ile można ? Kurwa Marchewa puszczaj mnie ! - złapał go za nadgarstek. - Wypierdalaj do siebie skurwielu ! Właśnie dostałeś bilet powrotny do Londynu ! - wrzasnął mu prosto w twarz i wyszedł do ogrodu trzaskając drzwiami. Mulat zagotował się ze złości, pociągnął za włosy Carly i złapał ją za ramiona. - Ty jebana suko ! Widziałaś to ? Tak ? Co ty z nim do kurwy nędzy zrobiłaś ?! - wydarł się i potrząsnął nią. Ona osunęła się po ścianie na podłogę i zaczęła płakać. Kudłaty gapił się na nią. Dopiero po paru minutach uświadomił sobie co tak naprawdę zrobił.Podniósł ją z podłogi i popatrzył jej w oczy. - Nie bij m-mnie - zaszlochała i odsunęła się od niego. Zakryła twarz dłońmi. - Nie.. ja... przepraszam... to moja wina.- Przytulił roztrzęsioną dziewczynę. Była coraz bardziej wystraszona. - Dziecino nie bój się, nic ci nie zrobię... Raczej.- przytulił ją mocniej.- Rose... mówił to samo i... - nie dokończyła. Saul lekko musnął jej usta. Nie wiedziała co ma zrobić. Była oszołomiona. - Nie wiedziałam że...-jęknęła. - Że co ? - zapytał. - Że... że taki ćpun i dziwkarz potrafi...potrafi być taki... taki..- nie wiedziała jak to określić. Uniósł jej podbródek do góry i pocałował ją namiętnie. Nogi jej zmiękły z wrażenia. Prawie upadła, ale zdążył ją złapać. - Axl o niczym się nie dowie.- uśmiechnął się. - Y-yhy...- pokiwała głową. Usiadła na sofie. Do domu wszedł rozwścieczony Rose. Poszedł do kuchni, otworzył jakąś tanią wódkę i wypił ją z prędkością światła. Carly podeszła do niego. - Kotku, co ci jest ? - zapytała. On odepchnął ją od siebie. Prawie upadła na podłogę, ale złapał ją Popcorn który właśnie wchodził do kuchni. - Debilu- warknął blondyn. On coś tam mruknął i poszedł do swojej sypialni. - Co.. co.. co z..z nim do cholery ? - jąkała się. - On jest.. trochę stuknięty. Ma roztrojenie jaźni czy coś.- powiedział ziewając Duff. - Rozdwojenie cioto. - poprawił go Steven. - Ja...idę do domu. Cześć? - wyszła. Wróciła do domu. Rzuciła się na łóżko i ciężko westchnęła. Myślała o wszystkim i o niczym. Ktoś zapukał do jej drzwi. Poszła otworzyć. -Mia co ty tu robisz ? - zapytała zdziwiona. - Ray.. on... mnie wyrzucił z domu - zaszlochała. - Dupek.... chodź przenocuję cię. - przytuliła ją. Mia weszła do salonu i usiadła na sofie. Zadzwonił telefon. - Zaraz przyjdę.- oznajmiła. Poszła odebrać telefon - Carly May słucham ? - odrzekła. - No bo.. ten kurwa... zaraz będę. - powiedział głos po drugiej stronie słuchawki. - Coś się stało ? - zapytała Mia. - nie nic... chcesz herbaty ? - zapytała ognistowłosa. - Tak herbaty poproszę.- uśmiechnęła. Poszły do kuchni. Carly zaparzyła herbaty. - A Whiskey to dla kogo ? - uśmiechnęła się. - Zobaczysz - poszła otworzyć drzwi. - Hej kochana. - cmoknął ją w policzek. - Cześć, od kiedy ty wiesz gdzie ja mieszkam ? - uśmiechnęła się i odwzajemniła pocałunek. - o kurwa, chyba śnie... to.. to... Slash ?- Mia wybałuszyła na nich gały. - Tak. To jest Mia. Chodź Kudłaczu. - panna May wyszczerzyła zęby i pociągnęła za nadgarstek Saul'a do salonu. Blondynka poczłapała za nimi. Po paru minutach wyszła do łazienki. - I co teraz ? - mruknęła ognistowłosa. - No nie wiem... może dokończymy to co rano ? - Hudson objął ją ramieniem. - Rose będzie zły...no może..ale..-jąkała się. - On to tam...i tak cię zdradza na każdym kroku.- popatrzył się w jej zielone oczy. - Że...że co ? Jak to ? - wtuliła się w niego. - Ej mała... nie płacz mi tylko. - pogłaskał ją po głowie. - Nie, ja nie płaczę. Wiedziałam że coś będzie nie tak ale, aż tak ? - westchnęła. - Oj nie martw się. Zawsze możesz przyjść do mnie. - uśmiechnął się. - Zboczeńcu... gdzie ty masz tęczówki ? - zaśmiała się. - Mam czarne oczy. - zrobił zeza. - Weź bo ci tak zostanie. Masz. - uśmiechnęła się i podała mu Whiskey. - Dzięki. Mmmm...- mruknął kiedy wpiła się w jego usta. - Ciebie też kocham. Jak brata. - pogłaskała go po lokach. - Tylko ? - udawał że jest smutny. - No kocham cię kocham. Ja idę się położyć bo jestem zmęczona.- wstała z sofy i przeciągnęła się.- Mogę iść z tobą ? Będę grzeczny...siostro- popatrzył na nią maślanymi oczkami. -
No dobra ale zero seksu - zaśmiała się. - A to dlaczemu ? - objął ją w pasie. - Bo nie - złapała go za nadgarstki i zaciągnęła do sypialni. - A może jednak ? - namawiał dalej. - Nie - przytuliła się. - Oj Rose nic ci nie zrobi. - uśmiechnął się. - Czy ty musisz wszystko wiedzieć ? - warknęła ? - Tak, jestem twoim " bratem " - zaczął się śmiać. - Kurwa, okres mam. Pasuje ci " braciszku " ? - Pokazała mu język. Rzuciła się na łóżko i przymknęła oczy. Saul położył się obok niej. -Śpisz w butach ? - mruknął. - Mhm...- wtuliła się w jego silne ramiona i usnęła...
wtorek, 16 października 2012
Rozdział 4
Chciałam zadedykować ten post Wasylowi Hikaru W. Pewnie gdyby nie on nie byłoby tego posta. Namówił mnie a miałam inne plany co do post. Masz i ciesz się zboczeńcu xD No to zaczynam:
Ktoś zapukał do drzwi ich lokum. Otworzył Steven. - A ty to kto ? -zapytał. - Ja...ja... szukam yyy.... rudy chłopak, długie włosy emm.... zielone oczy. Wysoki. - tłumaczyła się. Mieszka tu ? - gestykulowała. - Axl ? - uśmiechnął się. - Ale że co ja ? Carly ! Tęskniłem... - wyszczerzył zęby. Ona rzuciła mu się na szyję. Przytulali się. Po paru minutach od przyparł ją do ściany i zaczął ją namiętnie całować. - Axl...Axl nie tutaj. - Odsunęła go od siebie kiedy chciał ją rozebrać. - Właśnie, nie mam ochoty słuchać waszych jęków. - Powiedział złośliwie kudłacz który siedział na parapecie i pił Whiskey. - Przepraszam...- wkurzył się na siebie. - No bierz tą małą szmatę i idź. - warknął. - Coś ty powiedział ? Idioto pojebało cię ?! - rzucił go na podłogę i zaczął bić. - Auuu... Marchewa puszczaj mnie ! Idioto Auu... Przepraszam ! - Wydzierał się na cały dom. Axl nienawidził jak się mówi na niego " Marchewka " - Nie mów na mnie marchewka, jasne ? - powiedział przez zęby i puścił go. Rose zabrał Carly do swojej sypialni. - Co ty chcesz mi zrobić ? - bała się go. - Nic..- usiadł na komodzie. - N-na pewno ? - usiadła koło niego i wtuliła się w ciepły tors chłopaka. - Tak.. po prostu mam dość tego całego Slash'a - westchnął. - Kogo ? To..to..to był Slash ? - zdziwiła się. nie wierzyła własnym uszom. - Tak, taki tam idiota. W kółko chla Whiskey. - powiedział. - Axl jak ty masz na nazwisko ? I.. i II imię. - uśmiechnęła się. - No dobra... William Bruce Axl Rose Bayley Jr. A co kotku ? - zapytał. - Czyli ty... ty.. już wszystko rozumiem...- otworzyła z wrażenia usta. - Tak jestem tym pieprzonym wokalistom Guns N' Roses. No ale... ja.. mogołem się kurwa nie odzywać o tym jebanym Slash'u... Nie chciałem żebyś wiedziała kim naprawdę jestem.. bo.. ja.. cię kocham i.. miałem nadzieję na jakiś poważniejszy związek... wszystko poszło się jebać. Trudno. - posmutniał. - Ale ja. Kochany nie jestem jakąś pustą fanką. Tylko lubię waszą muzykę... ja chyba też coś czuję... po tym jak mnie całowałeś i.. może bym ci pozwoliła na więcej gdybyśmy nie byli przy nim... - jąkała się. - Więc ? - wtulił się. - No jak tak nalegasz. - uśmiechnęła się. Zeskoczyli z komody i się przytulili. Uczepiła się go jak koala oplatając nogami i rękoma. On opadł na łóżko. Całowali się namiętnie. Ona rozpięła mu koszulę. Mruczał jak kot. - Pięknie mruczysz kotku.- Miziała go po klacie. Mruczał dalej. Przekręcił się tak żeby ona była pod nim. Rozebrał ją i krążył językiem po jej szyi. - Rose, Rose..mmmm...- jęknęła. - Słucham kochana. - Popatrzył jej w oczy. - Zrób to w końcu. - szepnęła.- mmm.. no nie wiem czy coś słyszałem - mruknął. - Zrób to... - Powiedziała trochę głośniej. - No nie wiem czy mi się chce. - uśmiechnął się i pocałował ją w usta. - Pieprz mnie tak długo aż nie będę wiedziała kim jestem -wplotła palce w jego włosy. On zrobił to o co go prosiła. Pojękiwała, później zmieniło się to w cichy krzyk. Po pewnym czasie zapytał; - I co wiesz jak się nazywasz ? - polizał ją po twarzy. -Nie..o..o kurwa... - pisnęła. - Marchewka, skurwysynie ogarnij się ! Pół nocy się pieprzycie dłużej się nie da ?- znajomy głos wydzierał się na drzwiami. Axl wysunął się z niej, naciągnął na siebie bokserki i wyszedł za drzwi.- No kurwa, w końcu. - Warknął ledwo co przytomny Hudson. - Przestań robić z siebie debila... Co cię obchodzi co robię po nocach ?! - Oparł się o drzwi od sypialni. Mulat coś tam burknął i poszedł do kuchni zapewne po Whiskey. Rose wrócił do sypialni i rzucił się na łóżko. Carly już spała. Po parunastu minutach usnął.
poniedziałek, 15 października 2012
Rozdział 3
Dwa i pół roku później. Jesień. Guns N' Roses są już sławnym zespołem.
***
- Ej, Rose, a pamiętasz jak kiedyś " polowałeś " tutaj na dziewczynę ? - zaśmiał się Izzy.
- Ta... a co ? To wszystko przez ciebie.. teraz bym... bym miał żonę.. dobra bez przesady nie chcę żony. - też się zaczął śmiać. Cała piątka śmiała się z Axl'a nawet on sam.
- Nie chcę cię martwić ale twój " nieudany połów " właśnie tam idzie - śmiał się dalej Izzy. Axl w zawrotnym tempie popędził do dziewczyny. Tym razem była z jakąś koleżanką podajże. Była od niej niższa o ponad głowę i miała włosy ufarbowane na kolor ognistoczerwony.
- Hej, yyy... pamiętasz mnie jeszcze? Kiedyś na ciebie tutaj wpadłem..- jąkał się. Nie wiedział jak miał z nią rozmawiać.
- O mój Boże, to Axl Rose ! Ohh... Daj mi autograf daj ! - blondynka zachowywała się bardzo dziwnie.
- Chłopcze, masz jakiś problem ? - zapytała ognistowłosa. Rose nie mógł wydusić ani słowa. Nogi mu miękły. Gapił się na nią jakby pierwszy raz w życiu widział dziewczynę.
- O kurwa, chyba śnię.. Anioł w glanach - jęknął. W końcu coś powiedział i zemdlał. Jej śniada cera nabrała kolorów. Rumieniła się po tym co usłyszała od tego chłopaka.
- Carly... Carly on zemdlał ! - krzyknęła blondyna.
- Że.. Że co ?! - zapytała z niedowiarą i dopiero zorientowała co się stało. po chwili się ocknął
- Co.. co.. co ze mną się dzieje ? - wydukał dusząc się własną śliną.
- Zemdlałeś kochany. Może cię odprowadzę do domu co ? - zaproponowała.
- Nie..yy... znaczy się tak. - jąkał się coraz bardziej. Wstał i zachwiał się lekko.
- Uważaj.. - złapała go za rękę. - Gdzie mieszkasz ? - dodała.
- Ja ? yy... Black Street... spory kawał stąd. - nie wiedział o czym z nią rozmawiać. Ona coś tam nuciła. Chyba Paranoid ( Black Sabbath ). Kiedy byli już na miejscu Rose złapał ją za ręce i przytulił mocno do siebie. Ona cmoknęła go w usta i odeszła bez słowa kiedy on ją uwolnił z uścisku. Wszedł do domu trzaskając drzwiami.
- O proszę kogo my tu mamy ? Dłużej się nie dało bajerować tej małej szmaty ?! - wrzasnął Duff.
- To..to..to..to... - mówił jak by zacięła mu się płyta. Rzucił się na sofę.
- Auuu ! Złaź dupku ! - warknął Slash kiedy na jego plecach wylądowała dupa rudego.
- To nie żadna szmata ! A ty byś mógł dupę ruszyć a nie się na cała kanapę rozwalasz ! Jak chcesz się tak rozkładać to idź do łóżka !- dopiero teraz do Axl'a dotarło co powiedział McKagan. Wpadł w furię. Rozwalił 2 popielniczki i szufladę w kuchni.
- Przestań już... Pij. - Powiedział spokojnie Steven podstawiając mu pod nos wódkę. Przechwycił ją w swoje ręce i poszedł do siebie. Był wściekły na Duff'a. on nawet nie zdaje sobie sprawy kim jest ta wyjątkowa istotka. William sam do końca nie wiedział kim ta panna jest, ale przy niej miękły mu nogi i serce biło szybciej. Do jego pokoju wparował Slash.
- U siebie masz większe łóżko idź leżeć gdzie indziej. - nadal odgryzał się za to na dole.
- Chciałem pogadać i przestań już kanapa jest moja ja ją kupiłem. - warknął.
- Pff... no tylko ciekawe kto ci dołożył jak ci brakło.- przeciągał.
- koniec tematu. Gadaj coś ty tej lasce nagadał. - usiadł koło niego.
-No..yy... chyba się zakochałem. - powiedział po cichu i rzucił się na łózko przy okazji wylewając na przyjaciela dość spora ilość wódki.
***
- Ej, Rose, a pamiętasz jak kiedyś " polowałeś " tutaj na dziewczynę ? - zaśmiał się Izzy.
- Ta... a co ? To wszystko przez ciebie.. teraz bym... bym miał żonę.. dobra bez przesady nie chcę żony. - też się zaczął śmiać. Cała piątka śmiała się z Axl'a nawet on sam.
- Nie chcę cię martwić ale twój " nieudany połów " właśnie tam idzie - śmiał się dalej Izzy. Axl w zawrotnym tempie popędził do dziewczyny. Tym razem była z jakąś koleżanką podajże. Była od niej niższa o ponad głowę i miała włosy ufarbowane na kolor ognistoczerwony.
- Hej, yyy... pamiętasz mnie jeszcze? Kiedyś na ciebie tutaj wpadłem..- jąkał się. Nie wiedział jak miał z nią rozmawiać.
- O mój Boże, to Axl Rose ! Ohh... Daj mi autograf daj ! - blondynka zachowywała się bardzo dziwnie.
- Chłopcze, masz jakiś problem ? - zapytała ognistowłosa. Rose nie mógł wydusić ani słowa. Nogi mu miękły. Gapił się na nią jakby pierwszy raz w życiu widział dziewczynę.
- O kurwa, chyba śnię.. Anioł w glanach - jęknął. W końcu coś powiedział i zemdlał. Jej śniada cera nabrała kolorów. Rumieniła się po tym co usłyszała od tego chłopaka.
- Carly... Carly on zemdlał ! - krzyknęła blondyna.
- Że.. Że co ?! - zapytała z niedowiarą i dopiero zorientowała co się stało. po chwili się ocknął
- Co.. co.. co ze mną się dzieje ? - wydukał dusząc się własną śliną.
- Zemdlałeś kochany. Może cię odprowadzę do domu co ? - zaproponowała.
- Nie..yy... znaczy się tak. - jąkał się coraz bardziej. Wstał i zachwiał się lekko.
- Uważaj.. - złapała go za rękę. - Gdzie mieszkasz ? - dodała.
- Ja ? yy... Black Street... spory kawał stąd. - nie wiedział o czym z nią rozmawiać. Ona coś tam nuciła. Chyba Paranoid ( Black Sabbath ). Kiedy byli już na miejscu Rose złapał ją za ręce i przytulił mocno do siebie. Ona cmoknęła go w usta i odeszła bez słowa kiedy on ją uwolnił z uścisku. Wszedł do domu trzaskając drzwiami.
- O proszę kogo my tu mamy ? Dłużej się nie dało bajerować tej małej szmaty ?! - wrzasnął Duff.
- To..to..to..to... - mówił jak by zacięła mu się płyta. Rzucił się na sofę.
- Auuu ! Złaź dupku ! - warknął Slash kiedy na jego plecach wylądowała dupa rudego.
- To nie żadna szmata ! A ty byś mógł dupę ruszyć a nie się na cała kanapę rozwalasz ! Jak chcesz się tak rozkładać to idź do łóżka !- dopiero teraz do Axl'a dotarło co powiedział McKagan. Wpadł w furię. Rozwalił 2 popielniczki i szufladę w kuchni.
- Przestań już... Pij. - Powiedział spokojnie Steven podstawiając mu pod nos wódkę. Przechwycił ją w swoje ręce i poszedł do siebie. Był wściekły na Duff'a. on nawet nie zdaje sobie sprawy kim jest ta wyjątkowa istotka. William sam do końca nie wiedział kim ta panna jest, ale przy niej miękły mu nogi i serce biło szybciej. Do jego pokoju wparował Slash.
- U siebie masz większe łóżko idź leżeć gdzie indziej. - nadal odgryzał się za to na dole.
- Chciałem pogadać i przestań już kanapa jest moja ja ją kupiłem. - warknął.
- Pff... no tylko ciekawe kto ci dołożył jak ci brakło.- przeciągał.
- koniec tematu. Gadaj coś ty tej lasce nagadał. - usiadł koło niego.
-No..yy... chyba się zakochałem. - powiedział po cichu i rzucił się na łózko przy okazji wylewając na przyjaciela dość spora ilość wódki.
Rozdział 2
Następnego dnia około 12 wyszli się przejść.
- Axl, gdzie ty mnie prowadzisz ?- pytał kudłaty.
- Nie wiem... naprawdę nie wiem.- powiedział. Szli cały czas przed siebie. Podbiegł do nich jakiś czarnowłosy chłopak.
- Rose, gdzieś ty był przez te 2 lata ? - zapytał zdyszany.
- Ej, Stradlin to wy się znacie ?- Saul wybałuszył na nich oczy ze zdziwienia.
- No a jak. Sam nie wiem gdzie byłem.- szurał butem o krawężnik chodnika.
- Pff... idiota. Jak zwykle nie wie gdzie jest...- mruknął chłopak.
- Mmmm... jaka... agh... brałbym- gwizdnął rudzielec.
- Kogo mnie ? - Hudson patrzył się na niego jak na idiotę.
- Nie... ta... ta piękność ! Już jest moja !- zaczął biec w kierunku blondynki.
- Nie bo moja ! - gonił go Stradlin. Izzy potknął się o kamień i runął na chodnik. Axl zahaczył stopą o jego ramię przekoziołkował parę metrów i przewrócił ta dziewczynę.
- Uważaj jak łazisz idioto ! - wrzasnęła i chciała się wydostać z pod Rose'a.
- Ja... ja... bo... yyy... no bo ja... - jąkał się.
- Złaź ze mnie ! - blondynka wierzgała nogami. On się podniósł.
- Przepraszam...- wyskrobał jakieś cyfry na kartce i dał jej. Ona zwinęła kartkę w kuleczkę i rzuciła mu prosto w twarz. Wrócił zrezygnowany do swoich przyjaciół. Dusili się ze śmiechu.
- No to piękny popis dałeś. Gratulacje...- śmiał się Izzy próbując wstać z chodnika.
- To przez ciebie idioto ! Prawie była moja- warknął.
- Spokój. - kudłaty lekko go trzepnął w łeb.
- Auu... - drapał się po głowie. Usiadł na trawniku i deptał mrówki prawą nogą.
- Ty brutalu - śmiał się Izzy.
- Ty jesteś nie lepszy...- wyszczerzył zęby.
- Hudson żebyś wiedział co ta twoja chudzinka ostatnio odpierdalała...- poklepał go po ramieniu
- No co ? - zapytał.
- Podpalił mi rower - popatrzył na niego udając smutnego dzieciaka któremu właśnie zabrano zabawkę.
-hmm... Wiesz coś miałem podobnie... - patrzył się na rudzielca który wyrywał trawę.
- No co ? Rower jak się pali tak fajnie wygląda. Jestem Axl Rose, podpalam rowery. polecam się na przyszłość. - wyszczerzył zęby i wstał z trawnika otrzepując spodnie z trawy.
- Ta.. dzięki jak sobie kupię rower to skorzystam z usług panie Rose... Zimno mi...- drygnął z zimna Stradlin. - Mam zapalniczkę i zapałki ogrzać cię - zaśmiał się szyderczo.
- Ogarnij się... znam fajnego psychiatryka wiesz ? - Hudson powiedział to do niego tonem jakim się mówi do dzieci w wieku przedszkolnym. Axl zamilkł. Od czasu do czasu było słychać jak opala i gasi zapałki.
- Dobra ja wracam do domu... - Stradlin zakręcił się na pięcie i poszedł w przeciwnym kierunku.
- Pa...- Rose cicho burknął pod nosem.
- No ja z tym psychiatrą to żartowałem...- poklepał go po ramieniu Hudson.
- Wiem, wiem... trochę zmęczony jestem.-kichnął.
- Ej chory jesteś ? - zapytał troskliwie mulat.
- Chy...chyba ta.... psik !- kichnął 2 raz. Saula rozbawiło kichanie Rose'a ale też się o niego martwił.
- Ty tak śmiesznie wyglądasz jak kichasz. - uśmiechnął się.
- O dzięki, nie wiedziałem.- burknął. Poszli w kierunku domu.
- Axl, gdzie ty mnie prowadzisz ?- pytał kudłaty.
- Nie wiem... naprawdę nie wiem.- powiedział. Szli cały czas przed siebie. Podbiegł do nich jakiś czarnowłosy chłopak.
- Rose, gdzieś ty był przez te 2 lata ? - zapytał zdyszany.
- Ej, Stradlin to wy się znacie ?- Saul wybałuszył na nich oczy ze zdziwienia.
- No a jak. Sam nie wiem gdzie byłem.- szurał butem o krawężnik chodnika.
- Pff... idiota. Jak zwykle nie wie gdzie jest...- mruknął chłopak.
- Mmmm... jaka... agh... brałbym- gwizdnął rudzielec.
- Kogo mnie ? - Hudson patrzył się na niego jak na idiotę.
- Nie... ta... ta piękność ! Już jest moja !- zaczął biec w kierunku blondynki.
- Nie bo moja ! - gonił go Stradlin. Izzy potknął się o kamień i runął na chodnik. Axl zahaczył stopą o jego ramię przekoziołkował parę metrów i przewrócił ta dziewczynę.
- Uważaj jak łazisz idioto ! - wrzasnęła i chciała się wydostać z pod Rose'a.
- Ja... ja... bo... yyy... no bo ja... - jąkał się.
- Złaź ze mnie ! - blondynka wierzgała nogami. On się podniósł.
- Przepraszam...- wyskrobał jakieś cyfry na kartce i dał jej. Ona zwinęła kartkę w kuleczkę i rzuciła mu prosto w twarz. Wrócił zrezygnowany do swoich przyjaciół. Dusili się ze śmiechu.
- No to piękny popis dałeś. Gratulacje...- śmiał się Izzy próbując wstać z chodnika.
- To przez ciebie idioto ! Prawie była moja- warknął.
- Spokój. - kudłaty lekko go trzepnął w łeb.
- Auu... - drapał się po głowie. Usiadł na trawniku i deptał mrówki prawą nogą.
- Ty brutalu - śmiał się Izzy.
- Ty jesteś nie lepszy...- wyszczerzył zęby.
- Hudson żebyś wiedział co ta twoja chudzinka ostatnio odpierdalała...- poklepał go po ramieniu
- No co ? - zapytał.
- Podpalił mi rower - popatrzył na niego udając smutnego dzieciaka któremu właśnie zabrano zabawkę.
-hmm... Wiesz coś miałem podobnie... - patrzył się na rudzielca który wyrywał trawę.
- No co ? Rower jak się pali tak fajnie wygląda. Jestem Axl Rose, podpalam rowery. polecam się na przyszłość. - wyszczerzył zęby i wstał z trawnika otrzepując spodnie z trawy.
- Ta.. dzięki jak sobie kupię rower to skorzystam z usług panie Rose... Zimno mi...- drygnął z zimna Stradlin. - Mam zapalniczkę i zapałki ogrzać cię - zaśmiał się szyderczo.
- Ogarnij się... znam fajnego psychiatryka wiesz ? - Hudson powiedział to do niego tonem jakim się mówi do dzieci w wieku przedszkolnym. Axl zamilkł. Od czasu do czasu było słychać jak opala i gasi zapałki.
- Dobra ja wracam do domu... - Stradlin zakręcił się na pięcie i poszedł w przeciwnym kierunku.
- Pa...- Rose cicho burknął pod nosem.
- No ja z tym psychiatrą to żartowałem...- poklepał go po ramieniu Hudson.
- Wiem, wiem... trochę zmęczony jestem.-kichnął.
- Ej chory jesteś ? - zapytał troskliwie mulat.
- Chy...chyba ta.... psik !- kichnął 2 raz. Saula rozbawiło kichanie Rose'a ale też się o niego martwił.
- Ty tak śmiesznie wyglądasz jak kichasz. - uśmiechnął się.
- O dzięki, nie wiedziałem.- burknął. Poszli w kierunku domu.
sobota, 13 października 2012
Rozdział 1
Witajcie będę tutaj prowadziła mojego bloga o Guns N' Roses. Akcja odgrywa się za czasów kiedy jeszcze nie istniał.
***
- O to ty. Znowu. - Otworzył drzwi niewysoki mulat z długimi czarnymi lokami o imieniu Saul.
- Tak to ja... Musimy pogadać - odrzekł rudowłosy.
- Niech zgadnę, uciekłeś z sierocińca, szukają cię, a ty nie masz co ze sobą zrobić, tak? Will, aż tak ci tam źle? - powiedział pytająco Saul. Rudy przytaknął. Kumpel zaprosił go do domu.
- O, to ty, nieznośny uciekinierze. Dawno cię tu nie było. - Zaśmiał się ojciec mulata.
- Kurde zostaw go. Axl chodź.- warknął.
Poszli do jego pokoju. Usiedli na parapecie. Kudłaty grał coś na gitarze. Było cholernie zimno. Jego przyjaciel bujał się na boki obejmując kolana. Miał chorobę sierocą.
- Ej Rose, coś ci jest, że się tak bujasz?- zapytał kładąc mu rozgrzaną rękę na ramieniu. Był zimy jak trup. Przestał się bujać i spuścił nogi na podłogę. Do pokoju wpadł utleniony blondyn.
- Hej, twój stary mnie wpuścił. - powiedział siadając koło rudzielca.
- A co ty tu robisz Rose ?- zapytał.
- Yyy...yyy... masz jakiś problem?- był trochę wystraszony bo ten był od niego sporo wyższy i wyglądał na 4 razy silniejszego. On coś burknął pod nosem. Axl nie zrozumiał ani słowa. Wzruszył ramionami i przesiadł się na łóżko.
- To gramy, nie?- zaproponował pytająco Slash.
Chłopak odpowiedział na tak. Grali różne utwory, mniej i bardziej znane, gorsze i lepsze. Po godzinie przestali. Rudy znowu się bujał.
- Kochany, trzeba cię z tego wyleczyć. Nie zadręczaj się niczym. Teraz mieszkasz tu, tak? Nikt ci nic nie zrobi. Uśmiechnij się. - Podszedł do niego Hudson i pogłaskał po włosach.
- No ale... ja ci się narzucam poza tym... twój ojciec, no wiesz.- przerwał w połowie zdania.
- On tu nic do gadania nie ma, a poza tym bardzo cię lubi.- uśmiechnął się i go przytulił.
Nikt go nigdy nie przytulał. Poczuł takie ciepło w sercu. Axl nie potrafił tego opisać.
- No jak jesteś uśmiechnięty to lepiej. Boże, jaki ty zimny. Masz nałóż to.- zdjął z siebie bluzę i dał kumplowi. On podziękował.
- Dobra ja spadam muszę iść. - odezwał się McKagan. Pożegnał się z nimi i wyszedł. zmierzał ku centrum. Pewnie szedł na na trening koszykówki jak co tydzień w piątek. Padał deszcz ze śniegiem. Był grudzień.
- Saulie zagrasz mi coś? Proszę. - poprosił Will.
- Yhym- mruknął mulat, wziął gitarę i zaczął grać Lithium ( Nirvana ).
- Jak ty pięknie grasz... moja ulubiona piosenka- szczerzył zęby rudzielec.
- Co ty gadasz gram beznadziejnie.- Hudson nie lubił się przechwalać.
Wzrok rudzielca zainteresowała burza panująca za oknem. Było ciemno więc błyski wyglądały bajecznie. Chwilę później poszli spać. Rose obudził się w nocy i wpatrywał się w księżyc i gwiazdy. Rano mulat obudził się pierwszy. Poszedł się wykąpać. Rose w tym czasie zleciał z łóżka. Cicho jęknął i z powrotem wdrapał się na łóżko. Siedział i rozmyślał nad różnymi rzeczami. Do pokoju wrócił Saul w samych bokserkach z ręcznikiem na ramionach. Usiadł na biurku i wycierał włosy. Rose wziął ręczniki i ubranie na zmianę i poszedł do łazienki wykąpać się. Slash zeskoczył z biurka i otworzył szafę. Szukał jakiegoś możliwego ubrania bo było mu zimno. Znalazł jakiś t-shir i jeansy. Ubrał się w to. Po chwili wrócił Axl.
- Nie komentuj tego...- zaśmiał się wskazując na swoje długie, rude napuszone włosy.
- No dobra a, Axl, a ty masz coś z ciuchów oprócz tego? - wskazał na jego zniszczony czarny materiałowy plecak z ćwiekami.
Pomachał głowa przecząco. Czarnowłosy chłopak poskładał stertę czystych ubrań które leżały na jego łóżku i podał przyjacielowi do ręki.
- Masz to dla ciebie. - uśmiechał się. - No ale, Saul ja...- jąkał się.
- Po prostu weź. Chcę dla ciebie jak najlepiej. - poklepał go po ramieniu.
Rose nigdy nie chciał pomocy od nikogo. Nigdy nie myślał o sobie.
- No dobra... Dziękuje.- wyszczerzył zęby.
- No piękny masz aparacik na zębach, ale teraz chodź na śniadanie. Zrozum jesteś dla mnie jak brat którego kocham i nie pozwolę żeby działa się tobie krzywda. - mulat popędził na dół do kuchni. Rudy chłopak poszedł za nim.
- Dzień dobry chłopcy, śniadanie jest - oznajmił ojciec Saula.
Oni usiedli przy stole. Pan Hudson postawił przed nimi naleśniki i 2 talerze.
- Cieszę się, że znowu tu jesteś. Bałem się, że coś ci się stało.- popatrzył na Axl'a.
- Nie musi się pan martwić. Zawsze sobie jakoś poradzę...jakoś. Dziękuję za gościnność. - zabrał się za śniadanie. Saul stukał długopisem o stół. Co chwila pisał jakieś nuty na świstku kartki w 5-cio linię.
- A ty długo jeszcze się będziesz tak grzebać z tym śniadaniem? Jak zawsze...- warknął pan Hudson.
- Tak- powiedział z opanowaniem w głosie Kudłaty. Po jakiejś godzinie wyszli z domu.
- Powiesz mi gdzie idziemy?- zapytał dociekliwie rudzielec.
- Na próbę. - powiedział pod nosem Slash przekładając do prawej ręki pokrowiec z jego ukochaną gitarą.
- Na co? - nie do końca wiedział o co chodzi przyjacielowi. Zrobił głupią minę i popatrzył się z politowaniem na swoje stare zniszczone adidasy.
- Zobaczysz. Wszystkiego się dowiesz.- uśmiechnął się Saul.
Po 20 minutach byli pod niewielkim domem. Kudłaty zapukał. Drzwi otworzył blondyn mniej więcej ich wzrostu. Weszli do środka. Na kanapie siedział ten utleniony blondyn ze swoim basem na kolanach. Axl go nie cierpiał. Był w stosunku do niego wredny i chamski.
- Siema Slashu. O, twój rudzielec. - na jego twarzy widniał promienny uśmiech, ale na widok Williama jego mina zrzedła. Usiedli na parapecie. Axl lepił wzrok w piękny biały fortepian.
- Murzynie, ty zawsze się spóźniasz- warknął Steven.
- Ile razy mam ci powtarzać, że nie jestem murzynem?- wkurzył się.
Po paru minutach zaczęli grać.
- Ej, a ta twoja ruda małpa to umie na czymś grać ?- zapytał Adler kiedy skończyli grać.
- To nie małpa i potrafi i to zajebiście. - warknął Slash. Axl się wpienił że nazwano go małpą.
- Ej Rose co ci jest? - zapytał Duff.
- Ja mam imię.. - jąkał się.
- Twoje imię jest jak dla psa. Kto wymyśla takie imiona... A gdzie ty mieszkasz?- śmiał się McKagan.
Axl'a to zabolało. Nie wiedział co powiedzieć. Slash miał ochotę rzucić się z pięściami na blondyna.
- No ja.. nie.. nie potrafię o tym rozmawiać..- wydukał. Steven i Duff jeszcze bardziej się śmiali.
- Z czego rżycie debile? - warknął kudłaty.
- Jak można nie wiedzieć gdzie się mieszka? - parsknął Popcorn.
- Mieszka u mnie, jasne?! - Krzyknął Saul.
- Uuu..chłopaki czy my o czymś nie wiemy? Hudson kiedy zmieniłeś orientację? - dławił się śmiechem Adler.
Tym razem mulat się ostro wkurzył. Rzucił się na Stevena i zaczął go bić.
- Auuu.. Hudson, Hudson.. zostaw.... nie! - Darł się ja opętany. Saul go puścił.
- To powiedzie o co tu do cholery chodzi ?- zapytał z opanowaniem w głosie basista.
Will ciężko westchnął i zaczął mówić jak naprawdę jest.
- Głupia sierotka...- powiedział z politowaniem Adler.
Axl wyszedł z domu przeskoczył przez płot i pobiegł przed siebie. W pewnym momencie zgubił się. Nie miał zielonego pojęcia gdzie jest. Usiadł na krawężniku. Miał milion myśli na sekundę. Głowa go cholernie bolała. Zobaczył biegnącego Saula. Ten zdyszany usiadł koło niego.
- Czemu uciekłeś? Przepraszam za tych debili nie wiedziałem, że będą aż tacy wredni... - mówił ciężko dysząc. Nie mógł złapać oddechu. Dusił się kaszlem.
***
- O to ty. Znowu. - Otworzył drzwi niewysoki mulat z długimi czarnymi lokami o imieniu Saul.
- Tak to ja... Musimy pogadać - odrzekł rudowłosy.
- Niech zgadnę, uciekłeś z sierocińca, szukają cię, a ty nie masz co ze sobą zrobić, tak? Will, aż tak ci tam źle? - powiedział pytająco Saul. Rudy przytaknął. Kumpel zaprosił go do domu.
- O, to ty, nieznośny uciekinierze. Dawno cię tu nie było. - Zaśmiał się ojciec mulata.
- Kurde zostaw go. Axl chodź.- warknął.
Poszli do jego pokoju. Usiedli na parapecie. Kudłaty grał coś na gitarze. Było cholernie zimno. Jego przyjaciel bujał się na boki obejmując kolana. Miał chorobę sierocą.
- Ej Rose, coś ci jest, że się tak bujasz?- zapytał kładąc mu rozgrzaną rękę na ramieniu. Był zimy jak trup. Przestał się bujać i spuścił nogi na podłogę. Do pokoju wpadł utleniony blondyn.
- Hej, twój stary mnie wpuścił. - powiedział siadając koło rudzielca.
- A co ty tu robisz Rose ?- zapytał.
- Yyy...yyy... masz jakiś problem?- był trochę wystraszony bo ten był od niego sporo wyższy i wyglądał na 4 razy silniejszego. On coś burknął pod nosem. Axl nie zrozumiał ani słowa. Wzruszył ramionami i przesiadł się na łóżko.
- To gramy, nie?- zaproponował pytająco Slash.
Chłopak odpowiedział na tak. Grali różne utwory, mniej i bardziej znane, gorsze i lepsze. Po godzinie przestali. Rudy znowu się bujał.
- Kochany, trzeba cię z tego wyleczyć. Nie zadręczaj się niczym. Teraz mieszkasz tu, tak? Nikt ci nic nie zrobi. Uśmiechnij się. - Podszedł do niego Hudson i pogłaskał po włosach.
- No ale... ja ci się narzucam poza tym... twój ojciec, no wiesz.- przerwał w połowie zdania.
- On tu nic do gadania nie ma, a poza tym bardzo cię lubi.- uśmiechnął się i go przytulił.
Nikt go nigdy nie przytulał. Poczuł takie ciepło w sercu. Axl nie potrafił tego opisać.
- No jak jesteś uśmiechnięty to lepiej. Boże, jaki ty zimny. Masz nałóż to.- zdjął z siebie bluzę i dał kumplowi. On podziękował.
- Dobra ja spadam muszę iść. - odezwał się McKagan. Pożegnał się z nimi i wyszedł. zmierzał ku centrum. Pewnie szedł na na trening koszykówki jak co tydzień w piątek. Padał deszcz ze śniegiem. Był grudzień.
- Saulie zagrasz mi coś? Proszę. - poprosił Will.
- Yhym- mruknął mulat, wziął gitarę i zaczął grać Lithium ( Nirvana ).
- Jak ty pięknie grasz... moja ulubiona piosenka- szczerzył zęby rudzielec.
- Co ty gadasz gram beznadziejnie.- Hudson nie lubił się przechwalać.
Wzrok rudzielca zainteresowała burza panująca za oknem. Było ciemno więc błyski wyglądały bajecznie. Chwilę później poszli spać. Rose obudził się w nocy i wpatrywał się w księżyc i gwiazdy. Rano mulat obudził się pierwszy. Poszedł się wykąpać. Rose w tym czasie zleciał z łóżka. Cicho jęknął i z powrotem wdrapał się na łóżko. Siedział i rozmyślał nad różnymi rzeczami. Do pokoju wrócił Saul w samych bokserkach z ręcznikiem na ramionach. Usiadł na biurku i wycierał włosy. Rose wziął ręczniki i ubranie na zmianę i poszedł do łazienki wykąpać się. Slash zeskoczył z biurka i otworzył szafę. Szukał jakiegoś możliwego ubrania bo było mu zimno. Znalazł jakiś t-shir i jeansy. Ubrał się w to. Po chwili wrócił Axl.
- Nie komentuj tego...- zaśmiał się wskazując na swoje długie, rude napuszone włosy.
- No dobra a, Axl, a ty masz coś z ciuchów oprócz tego? - wskazał na jego zniszczony czarny materiałowy plecak z ćwiekami.
Pomachał głowa przecząco. Czarnowłosy chłopak poskładał stertę czystych ubrań które leżały na jego łóżku i podał przyjacielowi do ręki.
- Masz to dla ciebie. - uśmiechał się. - No ale, Saul ja...- jąkał się.
- Po prostu weź. Chcę dla ciebie jak najlepiej. - poklepał go po ramieniu.
Rose nigdy nie chciał pomocy od nikogo. Nigdy nie myślał o sobie.
- No dobra... Dziękuje.- wyszczerzył zęby.
- No piękny masz aparacik na zębach, ale teraz chodź na śniadanie. Zrozum jesteś dla mnie jak brat którego kocham i nie pozwolę żeby działa się tobie krzywda. - mulat popędził na dół do kuchni. Rudy chłopak poszedł za nim.
- Dzień dobry chłopcy, śniadanie jest - oznajmił ojciec Saula.
Oni usiedli przy stole. Pan Hudson postawił przed nimi naleśniki i 2 talerze.
- Cieszę się, że znowu tu jesteś. Bałem się, że coś ci się stało.- popatrzył na Axl'a.
- Nie musi się pan martwić. Zawsze sobie jakoś poradzę...jakoś. Dziękuję za gościnność. - zabrał się za śniadanie. Saul stukał długopisem o stół. Co chwila pisał jakieś nuty na świstku kartki w 5-cio linię.
- A ty długo jeszcze się będziesz tak grzebać z tym śniadaniem? Jak zawsze...- warknął pan Hudson.
- Tak- powiedział z opanowaniem w głosie Kudłaty. Po jakiejś godzinie wyszli z domu.
- Powiesz mi gdzie idziemy?- zapytał dociekliwie rudzielec.
- Na próbę. - powiedział pod nosem Slash przekładając do prawej ręki pokrowiec z jego ukochaną gitarą.
- Na co? - nie do końca wiedział o co chodzi przyjacielowi. Zrobił głupią minę i popatrzył się z politowaniem na swoje stare zniszczone adidasy.
- Zobaczysz. Wszystkiego się dowiesz.- uśmiechnął się Saul.
Po 20 minutach byli pod niewielkim domem. Kudłaty zapukał. Drzwi otworzył blondyn mniej więcej ich wzrostu. Weszli do środka. Na kanapie siedział ten utleniony blondyn ze swoim basem na kolanach. Axl go nie cierpiał. Był w stosunku do niego wredny i chamski.
- Siema Slashu. O, twój rudzielec. - na jego twarzy widniał promienny uśmiech, ale na widok Williama jego mina zrzedła. Usiedli na parapecie. Axl lepił wzrok w piękny biały fortepian.
- Murzynie, ty zawsze się spóźniasz- warknął Steven.
- Ile razy mam ci powtarzać, że nie jestem murzynem?- wkurzył się.
Po paru minutach zaczęli grać.
- Ej, a ta twoja ruda małpa to umie na czymś grać ?- zapytał Adler kiedy skończyli grać.
- To nie małpa i potrafi i to zajebiście. - warknął Slash. Axl się wpienił że nazwano go małpą.
- Ej Rose co ci jest? - zapytał Duff.
- Ja mam imię.. - jąkał się.
- Twoje imię jest jak dla psa. Kto wymyśla takie imiona... A gdzie ty mieszkasz?- śmiał się McKagan.
Axl'a to zabolało. Nie wiedział co powiedzieć. Slash miał ochotę rzucić się z pięściami na blondyna.
- No ja.. nie.. nie potrafię o tym rozmawiać..- wydukał. Steven i Duff jeszcze bardziej się śmiali.
- Z czego rżycie debile? - warknął kudłaty.
- Jak można nie wiedzieć gdzie się mieszka? - parsknął Popcorn.
- Mieszka u mnie, jasne?! - Krzyknął Saul.
- Uuu..chłopaki czy my o czymś nie wiemy? Hudson kiedy zmieniłeś orientację? - dławił się śmiechem Adler.
Tym razem mulat się ostro wkurzył. Rzucił się na Stevena i zaczął go bić.
- Auuu.. Hudson, Hudson.. zostaw.... nie! - Darł się ja opętany. Saul go puścił.
- To powiedzie o co tu do cholery chodzi ?- zapytał z opanowaniem w głosie basista.
Will ciężko westchnął i zaczął mówić jak naprawdę jest.
- Głupia sierotka...- powiedział z politowaniem Adler.
Axl wyszedł z domu przeskoczył przez płot i pobiegł przed siebie. W pewnym momencie zgubił się. Nie miał zielonego pojęcia gdzie jest. Usiadł na krawężniku. Miał milion myśli na sekundę. Głowa go cholernie bolała. Zobaczył biegnącego Saula. Ten zdyszany usiadł koło niego.
- Czemu uciekłeś? Przepraszam za tych debili nie wiedziałem, że będą aż tacy wredni... - mówił ciężko dysząc. Nie mógł złapać oddechu. Dusił się kaszlem.
Subskrybuj:
Posty (Atom)