Rano obudził ich krzyk Rose'a i Stevena. Kłócili się o coś. Carly bała się, że kudłaty zaraz wyrzuci ją za drzwi. Traktował tak każdą. Otworzył oczy i popatrzył na nią. Pobladła.
- Mmmmm... Jak się spało ? - mruknął i objął ją.
- Dobrze, a tobie ? - uspokoiła się trochę.
- Zajebiście. Jesteś jak taka mała mięciutka przytulanka - Zażartował.
- To dobrze. Fajny masz koper pod pachą - łaskotała go. Zaczął się śmiać.
- Szybki numerek ? - zauważył, że ognistowłosa bawi się jego paskiem od spodni zapinając i odpinając go.
- Wczorajszy wieczór ci nie wystarczył ? Lubię cię podniecać - polizała go po policzku.
- Jesteś głodna ? - zapytał.
- Trochę. A co ? - wtuliła się w jego loki.
- Tak pytam. Idę się wykąpać i zaraz wracam.- wstał i rozejrzał się po pokoju.
- Będę tęsknic.- wysłała mu niewidzialnego całusa.
- Widziałaś gdzieś moją koszulę ? Kurwa, znowu spałem w butach. - zaśmiał się.
- Tu jest. - rzuciła mu flanelową koszulę i dalej położyła się z powrotem. Saul wrócił po około 15- 20 minutach. Wyglądał komicznie z prawie prostymi włosami, które oklapły mu na twarz. Jego koszula była cała mokra.
- Wyglądasz jak oklapnięta owieczka. - zaśmiała się.
- Rose rozwalił suszarkę. - odgarnął mokre kudły z twarzy.
- Przeżyjesz... Raczej przeżyjemy bo wszyscy mamy długie włosy. - łaskawie wstała i przytuliła się do niego.
- Dziękuję ci. - mruknął.
- ale za co ? - zapytała zdziwiona.
- Za wszystko. Nie wierzę, że to mówię, ale przy tobie mnie nawet do palenia nie ciągnie. - uniósł jej brodę do góry i musnął jej usta.
- Dobre działam na ludzi - zaśmiała się. Do ich sypialni wpadł Axl.
- Everly... Everly przyszła. - wydukał.
- Nie mam czasu. Naucz się pukać. - kudłaty skierował środkowy palec w stronę rudego. Ten obrażony wyszedł z trzaskiem zamykając drzwi.
- Kim jest Everly ? - zapytała.
- Taka jedna. Przespała się ze mną z pół roku temu i uważa że jest moją żoną. - powiedział niechętnie.
- Dziwne. Kochasz ją ? - Zaniepokoiła się.
- Nie. Kocham ciebie. Chodź na dół. Tylko nie zwracaj uwagi na tą małpę. - wytarł włosy ręcznikiem i poszedł do salonu. Carly poszła za nim.
- Slash ! Kochanie ! - brunetka rzuciła się mulatowi na szyję.
- Zostaw mnie. Nie jesteśmy razem, nie byliśmy i nie będziemy - odepchnął ją od siebie.
- Jesteśmy. Nie gadaj głupot. Oh.. chyba masz gorączkę. Biedaczyna. - przyłożyła mu rękę do czoła i pokręciła głową.
- Kurwa ! Zostaw mnie pojebańcu ! Nie mam gorączki i zostaw mnie ! Ja mam dziewczynę do cholery - chciał ją uderzyć, ale cofną rękę. Wydzierał się na pół domu. Axl wstał z sofy i podszedł do Everly.
- Panienka pójdzie ze mną. - uśmiechnął się szeroko i poszedł z nią na górę. Kudłaty rzucił się na sofę i westchnął. Carly usiadła koło niego.
- Kotku, ja nie chciałem tego... Nie chciałem żeby mnie całowała. I to do tego przy tobie... Przepraszam. Wiem teraz pewnie masz mnie za skończonego debila i pewnie mnie zostawisz i będziesz mówić na lewo i na prawo, że chciałem się z tobą tylko przespać i specjalnie zaprosiłem tu tą psychopatkę. - przekręcił się na brzuch i schował twarz w dłoniach. Chciał uniknąć tego świdrującego spojrzenia.
- Ty mi teraz powiedziałeś prawdę ? Chciałeś się tylko ze mną przespać ?! Te twoje bajeczki jak mnie kochasz nie są urzekające. - usiadła na parapecie.
- Nie, poczekaj. - podszedł do niej.
- Zostaw mnie. Ach znowu chciałbyś się ze mną pieprzyć i teraz będziesz kłamał mi w żywe oczy, tak ? - uderzyła go z pełną furią łokciem w brzuch. Jęknął z bólu.
- To nie jest prawda. Ja cię serio kocham i... jesteś dla mnie najważniejsza. Mogę zrobić dla ciebie wszystko, przestać grać, porzucić zespół, wszystko. Tylko tak powiedziałem bo myślałem ze taka będzie twoja reakcja. - mówił zdławionym głosem. Chciał ją przytulić, ale cofnął się i poszedł do siebie. Minął pokój Axl'a. Już wszystko było wiadomo co zrobił z tą napaloną brunetką. Poszedł do siebie. Tak trzasnął drzwiami tak, że prawie nie wyleciały z framugi. Wypił cała Whiskey z szybkością światła. Była i... bum. Nie ma. Rzucił pustą butelką o ścianę. Rozbryznęła się na miliony kawałeczków.
Pomyślał tak: Hudson, co ty ćwoku wyprawiasz. Przecież ty miałeś nie pić. Chuj z tym. Mogę nawet umierać, I tak ona ma mnie głęboko gdzieś. Nie jestem tu potrzebny. -Przymknął oczy i myślał nad czymś. Trwało to dosyć długo. Ktoś wszedł do jego sypialni.
- Ej, wszystko w porządku ? - to Izzy.
- Nie, nic nie jest kurwa dobrze ! - przerwał pisanie czegoś na świstku kartki. Obok niego leżały 4 strzykawki, biały proszek, słomka, tabletki nasenne i wódka.
- Masz tego nie brać rozumiesz ? Zniszczysz sobie życie.
- A co jeśli chcę sobie zniszczyć życie ? Mam ochotę się zabić. - dalej coś tam bazgrał na kartce.
- Zachowujesz się jak skończona ciota. Chcesz się zabić bo ci się nie układa z dziewczyną tak ? - podszedł do niego.
- A co cię to obchodzi ? Stradlin, kurwa zajmij się sobą.- bawił się kosmykiem swoich włosów zakręcając go i prostując.
- Obchodzi, obchodzi. Gdyby nie ona teraz byś gryzł kwiatki od korzeni. Więc.. Weź to sobie przemyśl nie chcę stracić takiego dobrego przyjaciela. - wyszedł. Na korytarzu minął się z Carly. Wymienili ze sobą spojrzenia. Izzy poszedł zrezygnowany do jakiegoś klubu razem z Duffem. W domu zostali Steven z wielce obrażonym na cały świat panem Slashem, a o Axl'u to już szkoda gadać bo zajmował się Erin, a teraz chyba śpią. Przecież jest noc. No tak. Rockmani nie śpią po nocach, ale dzisiaj było jakoś za spokojnie. Od czasu do czasu było słychać jakieś pochrapywanie. Ognistowłosa niepewnie zapukała do drzwi perkusisty. Nie usłyszała odpowiedzi. Weszła.
- Steven śpisz ? - powiedziała prawie niesłyszalnie.
- Nie. Nie mogę spać. - usiadł na skraju łóżka.
- Fajna fryzura. - zachichotała. Chłopak podszedł do lustra i cicho przeklnął na swoje włosy.
- Wyglądam jak jakiś Einstein tylko nim nie jestem. - próbował je jakoś ułożyć. Zaprzestał dalszym działaniom. I tak bez szczotki czy grzebienia nic nie zdziała.
- A co się stało, że o drugiej w nocy tu jesteś ? Ty raczej już o tej porze śpisz. - wyglądał przez okno.
- Coś mnie gryzie i nie mam z kim pogadać. - patrzyła na plecy chłopaka. Nie chciała, żeby teraz się odwracał. Była bliska płaczu.
- A Hudson ? - trafił w czuły punkt. Po jej policzku spłynęła pierwsza łza. Otarła ją rękawem. Nic nie odpowiedziała.
- Hm ? Co z nim ? - odwrócił się. Akurat teraz musiał. Dziewczyna skierowała swój wzrok na bose stopy.
- Ej a tobie co ? - podszedł bliżej.
-Pokłóciliśmy się. I to ostro. - zaszlochała.
- Uuu... Dziewczyno. No to nieźle. Zazwyczaj jak się z nami kłóci to się nie odzywa przez cały tydzień. - pokręcił głową.
- Powiedz mu, że wróciłam do swojego domu. Gorzej być nie może- wyszła z Hellhouse. Steven chciał za nią pobiec, ale właśnie sobie przypomniał, że jest w samych bokserkach i do tego ta zajebista fryzura. W końcu usnął.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz