wtorek, 27 listopada 2012

Rozdział 18

-Steven ? - drzwi od sypialni perkusisty uchyliły się.
- No ? - podniósł się na łokciach.
-Śpisz ? - zapytała czupryna wystająca zza drzwi.
- Nie. Slash może byś wszedł bo z twoim afrem gadać nie będę. - ziewnął.
- To nie afro. To są moje piękne loczki ! - wszedł do pomieszczenia.
- Zwał jak zwał. Coś chcesz ? - teraz był w pozycji siedzącej.
- Poszedłbyś ze mną do jubilera ? - zapytał niepewnie bawiąc się swoją bransoletką z czarnego rzemyka.
- Ja się po centrach handlowych nie szlajam. - podrapał się po blond fryzurce.
- No prooooszę. Nie znam się na biżuteri. - popatrzył na niego z miną szczeniaczka proszącego o jedzenie.
- Nie znasz się na biżuteri ? No ciekawe. - podniósł do góry rękę mulata. Była ona cała w bransoletkach, miał zegarek, a na palcach kilka srebrnych pierścionków.
- Ale coś dla mojej małej sadystki chciałem. Odwdzięczę ci się. - uśmiechnął się.
- Dobra, ale to piewszy i ostatni raz. Daj mi się przebrać. Sio ! - pogonił go ręką. Brunet pokierował się w stronę drzwi.

***

- Axl ! Pomóż mi ! Weź to ! - do domu wtargnęła Carly. Miała jakiś duży karton w rękach. Na pomoc przyszedł jej Duff.
- Biba będzie ? - postawił pudło z alkohami na blacie w kuchni.
- No... Masz imieniny sklerotyku. - zaczęła rozpakowywać zawartość pudełka.
- A no rzeczwiście. - uderzył się ręką w czoło.
- Buuu ! - ktoś go złapał za ramiona. Krzyknął wystraszony. Obrócił się.
- Kar nie strasza mnie pojebusie. - pokręcił głową.
- Bo co ? Co robi moja mała kopia ? - zaśmiała się.
- No ciekawe kto tu jest mały. Jedtem starsza o rok. Robię imperezę ! Woo hoo ! - krzyknęła radośnie.
- Szegóły. Zajebioza. - klasnęła w dłonie.

***


- Jestem jakiś... Znudzony. - Steven przymknął oczy.
- Jeszcze 20 minut i będziemy w Hellhouse. - Slash wywrócił oczami. Słyszał to już dzisiaj 30 razy.
- A po co ci ten pierścionek ? Ouuu.. Hudson. Tego się po tobie nie spodziewałem. - zagwizdał.
- Morda w kubeł. Ani jednego zdania więcej. - warknął. Kilkanaście minut później byli na Black Street. Weszli do domu. Trwały przygotowania do imienin McKagana. Za nimi weszły Mia i Blay. Kiedy Izzy popatrył na Mrs. Martines z wrażenia spadł z drabiny. Głośno zawył z bólu.
- Izzy cioto na drabinke chwile nie ustoisz ? - Axl warknał na niego.
- Chyba jestem w niebie. - westchnął rytmiczny.
- Nie pierdol tylko wkręcaj tą żarówkę. - Karen podniosła chłopaka z podłogi. Zachwiał się lekko i znów wdrapał się na drabinę. Chwilę później był już na ziemi. Ktoś zapukał do drzwi. Otworzył kudłaty. Wybałuszył oczy i otworzył lekko usta ze zdziwienia.
- Kirk ! - Otrząsnął się i mocno przytulił bardzo podobnego do niego chłopaka. Axl zatrzymał się koło nich.
- Ja pierdole dwóch Hudsonów. Steven co ty mi znowu dałeś !? - wydarł się rudzielec. Mulaci oderwali się od siebie i zaczęli się śmiać.
- Slash co cię tak śmieszy i czemu śmiejesz się podwójnie ? Zabierzcie mnie do psychiatry ! - spanikował.
- To ty nie wiesz, że mam młodszego brata ? - Saul popatrzył na rudzielca jak na idiotę. Marchewa pokiwał przecząco głową.
- Kirk- Axl, Axl- Kirk. - uśmiechnął się. Podali sobie ręce.
- Kur... Nie dałeś mi jeszcze dojść do słowa. - młodszy popatrzył na brata.
- Hm ? - mruknął.
- Chciałem ci przypomnieć, że masz mojego akustyka a... Przenocujesz mnie ? - wbił wzrok w swoje buty.
- Mnie tam obojętne. Nie wiem co na to ta marchewka. - wskazał ręką na Axl'a.
- Może zostać. Co dwóch Hudsonów to nie jeden. - wyszczerzył się.
- Taki suchar, że mi loki prostuje - Slash zaliczył facepalma. Rudy zadowolony podreptał do salonu. Za godzinę miała odbyć się impreza.

*

- Toast za Michaela ! - upita Blay zastukała zapalniczką w prawie pustą butelkę wódki. To już piąta od początku imprezy, a nadal się super trzyma. Wszyscy zaśpiewali mu sto lat. Duff cieszył się jak głupi i pogował do imieninowej piosenki.
Impreza rozkręciła się na dobre. Wszyscy byli mniej lub bardziej pijani. Jedynie Kirk siedział na parapecie i rozmyślał nad czymś. Jedyne znane mu osoby to byli Axl i Slash.
- Blay chodź ze mną. Chcę mieć z tobą dzieci. - złapał ją za nadgarstek. Ugryzła go w nos i zwiała do łazienki. Zastała tam Karen i Axl'a całujących się. Nawet nie zwrócili uwagi na Martines, która śmiała się ze swojego wyczynu.

***

Impreza nadal trwa w najlepsze. Carly była zbyt pijana żeby teraz myśleć. Podeszła do parapetu i położyła ręce na kolanach mulata palącego papierosa.
- Saulie chodź ze mną za górę. - pociągnęła za sobą chłopaka. Poszli do sypialni. Nawet nie była świadoma tego, że wlecze za sobą Kirk'a, a nie Slash'a. Zamknęła drzwi na klucz, który następnie wrzuciła do biustonosza.
- Chcesz wyjść to musisz mnie rozebrać kochanie. - zamruczała mu do ucha i zaczęła go obdarzać pocałunkami. Na początku chłopak oddawał je niechętnie, ale później nabrał pewności. Po jakimś czasie złączyli się w stosunku. Zasnęli nad ranem...


Bonus:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz