czwartek, 31 stycznia 2013

And She's Buying a Stairway To Heaven - Rozdział 1.

Usłyszałyśmy jakiś szmer i tupanie po schodach. Automatycznie nasz wzrok skierował się na schody. Schodził po nich ten wysoki złotowłosy chłopak, którego widziałam wcześniej. Nadal wyglądał na zdołowanego. W ręku trzymał bukiet kwiatów.
- Jull, proszę cię. - podszedł do dziewczyny. Zmierzyła go wzrokiem.
- Nie. Zdradziłeś mnie. Robert jesteś idiotą. - zołapała go za ramiona.
- Kochanie, ale... Proszę, daj mi szansę. Byłem pijany i nie wiedziałem co robię. - zrobił słodkie oczy. Dostał od niej w twarz.
- Julliet, słońce on ma racje. - położyła jej rękę na ramieniu. Zamknęła oczy.
- Wynoście się z mojego domu! - wrzasnęła i wyrzuciła nas za drzwi. Usiedliśmy na dość wysokim krawężniku przy ulicy. Było zimno. Drżałam trochę z tego powodu. Blondyn dal mi swoją bluzę. Ogrzałam się trochę. Nie ważne, że była o wiele za duża. Pachniała drogimi perfumami.
- Dzięki. - popatrzyłam w jego oczy. Były piękne. Niebieskie jak morze. Zawsze chciałam takie mieć. Rozmarzyłam się...

***

Siedziałam tak z pół godziny, a może i więcej. Kiedy powróciłam myślami na ziemię zauważyłam. że machał mi ręką przed oczami.
- Przepraszam. - skuliłam się i schowałam glowę między kolana. Położył rękę na moim ramieniu.
- Hej, co ci jest? - popatrzył na mnie wzrokiem z nutą ciekawości.
- Nic takiego. Dzięki, że się martwisz yyy... - spojrzałam na niego.
- Robert. Odprowadzić cię do domu? - zaproponował z uśmiechem na twarzy.
- Nie. Ja tu dzisiaj zostaję. Jak mi się chce spać - ziewnęłam i przetarłam oczy wierzchem dłoni. Chłopak przyciągnął mnie bliżej siebie i przytulił tak żebym mogła się oprzeć o jego klatkę piersiową. Pogłaskał mnie po włosach.
- Jak chcesz to możemy iść do mnie, ale dopiero za godzinę.
- Jasne, ale to nie problem? - wtuliłam się jego ciepły tors. Objął mnie rękoma. Odpłynęłam do krainy Morfeusza...

***

Miałam bardzo niespokojny sen. Śniły mi się koszmary. Po jakimś czasie przebudziłam się. Poczułam, że Robert mnie podnosi. Bałam się trochę. Nie lubię jak ktoś mnie nosi. Po kilkunastu minutach byliśmy w jego domu. Bynajmniej mnie się tak wydawało. Nawet nie miałam siły żeby otworzyć oczy. Powieki były strasznie ciężkie. Udawałam, że śpię. Ułożył mnie na miękkim i wygodnym łóżku.



+++++++++++++++++
+++++++++++++++++++++
Trutututu Niko zdrowieje! *kaszle* No jeszcze nie do końca. Srututu umiem zagrać Knocking heaven door. Tratatata to jest demo rozdziału pierwszego.... Dopisze potem. Bonus:

poniedziałek, 28 stycznia 2013

Rozdział 7

Obudził się w całkiem nie znanym mu miejscu. Śmierdziało alkoholem i stęchlizną. Było całkowicie ciemno. Miał okropną migrenę i bolało go wszystko. Był całkiem nagi i związany sznurem. Bał się okropnie. Usłyszał stukanie butów. Jakby ktoś schodził po schodach. Otworzyły się drzwi. Stanęła w nich wysoka postać z nożem w ręku. Na oko miał tak gdzieś 1,80m. Podszedł do wystraszonego chłopaka. Serce podjechało mu do gardła. Wysoki, długowłosy mężczyzna przyklękną przy nim. Poświecił mu latraką po oczach i popatrzył na niego wzrokiem pełnym nienawiści.
- Ostatnie życzenie panie Hammet. - zasyczał i przyłożył mu nóż do gardła.
- P-puść... Wypuść mnie. - wyjąkał drżącym głosem.
- Nie ma mowy. Za Metallikę i Nico tak prędko stąd nie wyjdziesz skurwilu! -przyłożył mu z pięści w skroń. Kirk stracił przytomność.

***

- Lars daj mi już spokój. Jest zimno. Wracajmy do domu. - James przewrócił oczami i dorównał perkusiście kroku.
- Ale wiewiórka! Ona tam była. Ja ją chcę. No chodź. - pociągnął go za rękę. Po chwili stanął i cicho przeklnął. Znowu złapał Jamesa za rękę i pociągnął w stronę krzaków. Leżał tam jakiś chłopak w samyc bokserkach. Miał długie, czarne loki. Leżał na brzuchu. Miał całe plecy w ranach. - myślisz, że to Kirk? - podrapał się po głowie i popatrzył na blond przyjaciela.
- Ta... Zgona zaliczył. Sam wróci. - westchnął.
- Ale... Ale James on nie pije. - przyklęknął przy nieprzytomnym chłopaku. Przewrócił go na plecy. Był cały podrapany i wyglądał jakby ktoś go ostro katował. Oddychał nierówno. Lars poklepał go po policzku i kilka razy powtórzył jego imię. Nie zareagował. - James pomóż mi. - powiedział zrozpaczonym głosem. Wokalista wziął lokowatego na ręce i kazał wstać Larsowi z trawy. Poszli szybkim krokiem do domu. Drzwi były otwarte. Cliff spał u siebie. Zanieśli Kirka do sypialni Jamesa i ułożyli go na łóżku. Chłopak obudził się po jakiejś godzinie. Nie wiedział gdzie jest, ani co tu robi. Lars mocno go przytulił.
- Puść mnie - powiedział cicho mocno wystraszonym głosem. Perkusista puścił go i popatrzył w oczy.
- Kirk kochanie gdzieś ty się szlajał? - pogłaskał go po pozlepianych krwią włosach.
- N-nie wiem... A...ale D-dave. -zaszlochał.

Bonus:

czwartek, 24 stycznia 2013

Rozdział 6

Chłopak obudził się po 26 godzinach. Wstał z łóżka i poczłapał na dół. Był trochę głodny. W salonie siedziała Blay i znów pracowała na laptopie. Podszedł do niej od tyłu i złapał za ramiona. Wystraszona podskoczyła trochę.
- Pracoholiku. Starczy ci tego. - zamknął jej laptopa i uśmiechnął się. Dziewczyna odwzajemniła uśmiech i wstała z sofy. Przytuliła go.
-  Myślałam, że kopnąłeś w kalendarz. Ile można spać? - poczochrała jego włosy. Loki były przetłuszczone i nie były już takie puszyste jak wcześniej. Nie wyglądął najlepiej, ale nie tak tragicznie jak dzień wcześniej.
- Jak ja spałem krótko... po trasie koncertowej potrafię spać 7 dni. - Odsunął się i wrócił do pokoju.  Wziął ubrania, ręcznik i poszedł się wykąpać.
***
- Gdzie oni wszyscy są? - zapytał wchodząc do kuchni. Rozejżał się. Rocky coś gotowała.
- Nie ważne...gdzieś napewno. Dać ci instrukcje obsługi suszarki? - zapytała oschle i popatrzyła na jego mokre włosy.
- Nie suszę włosów. Dostanę kawy? - uśmiechnął się życzliwie.
- Nie jestem twoją służącą. Sam sobie zrób. - westchnęła i zajęła się krojeniem sałaty.
- Mogę wiedzieć co cię ugryzło? - posłał jej pytające spojrzenie.
- Nic... Nic takiego, - prychnęła, wzięła salaterkę z różnymi pokrojonymi warzywami i poszła do salonu. Chłopak nie za bardzo wiedział o co chodzi. Założył brudne stare trampki i poszedł do parku. Siedział na ławce i rozmyślał o życiu. Nie wiedział co ze sobą teraz zrobić. Wolał nie wracać do domu. Rocky jest wściekła. Naprzeciw na krawężniku siedziała przydołowana blondynka. Postanowił do niej odejść i zapytać co się stało. Stchórzył.
Siedział tak bardzo długo. Rozpadało się. Przemoczyło go całkiem. Włosy miał prawie proste, a koszula przykleiła się do jego pleców. Tamta blondynka też nadal siedziała na krawężniku. Teraz siłowała się z zapalniczką która nie chciałą się zapalić. Rzuciła nią za siebię i podeszła do gitarzysty.
- Masz może ognia? - wymusiła uśmiech na twarzy.
- Nie palę. - mruknął. -ale zapałki mam. - podał jej pudełko zapałek. Dziewczyna usiadła obok niego i odpaliła papierosa. Siedzieli w ciszy kilka minut.
- Co ty tu robisz o takiej porze i do tego w deszcz? - popatrzyła na niego.
- Nic takiego.. Tak sobie siedzę. - westchnął.
- Wracaj do domu. Pewnie się rodzice o ciebie martwią. - odgarnęła mu mokre włosy z czoła.
- Ja... nie mam rodziców. Znaczy się nie pamiętają mnie. Naprawdę wyglądam na dziecko? - posłał jej mordercze spojrzenie. Nie nawidził jak ktoś mówi, że wygląda jak dzieciak.
- Tak. Ile ty masz? Z 14-15 lat góra nie? Biedactwo, mieszkasz sam? - przytuliła go. Zadrżał.
- Puść. - wysyczał. Blondyna nie posłuchała go. Wtuliła się mocniej. - Proszę, puść mnie. Nie lubię się przytulać. - warknał. Dziewczyna zaśmiała się. Pocałowała go w policzek.
- A tak lubisz? - popatrzyła mu w oczy i pocałowała namiętnie w usta. Usiadła na nim okrakiem i całowała dalej. Przejechała ręką po jego brzuchu. Syknął z bólu.
- Złaź. Nie będę cąłował się z jakąś obcą lafiryndą. - połozył jej ręce na ramionach i popatrzył w oczy. Była naćpana - tym bardziej jeśli to ćpunka.
- Jesteś chujem. Nie wiem jak można nie lubić się całować. Zachowujesz się dziwnie. - prychnęła i ugryzła go lekko w nos.
- Zachowujesz się jak dziwka. Nie szanujesz się wcale. Zejdź ze mnie do cholery! - Odepchnął ją od siebie. Przewróciła oczami.
- Nie. Fajnie się na tobie siedzi. Pewnie masz fajny kaloryferek. - rozpinała mu koszulę. Złapał ją za nadgarstki.
- Nie. Wybij to sobie z głowy. Pod żadnym warunkiem nie bedę sie z tobą kochać, a teraz złaź. - zepchnał ją z kolan i poszedł przed siebie. Przypadkowo spotkał swojego wroga - Dave'a. Rudzielec westchnął i poszedł dalej. Kirk tym się za bardzo nie przejał. Też poszedł. Po jakimś czasie dostał kamieniem w głowę. Stracił przytomność...

++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++
++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++
Nie jestem z siebie zadowolona. Krótkie jak cholera. No dobra. W rekompensacie dwa bousy:



piątek, 18 stycznia 2013

Rozdział 5

Wszyscy jak zwykle się nudzili. Slash gdzieś się szwędał po mieście, a Rocky wyszła do pracy. Lars jak zwykle ma genialnie pojebane pomysły. Postanowili zrobić mega impreze. Poszli na dół w poszukiwaniu jakiegoś sprzętu grającego i wysłali Clifa po alkohol.
- James chyba coś znalazłem. - brunet przykucnął przy sporej wierzy stereo. Nie miał zielonego pojęcia jak to włączyć. Powciskał wszystkie przyciski. Nic się nie stało. Hetfield wyśmiał go, podłączył urządzenie do prądu i właczył. W całym domu rozbrzmiała jakaś popowa muzyka. Beznadziejna. ( autorka ma na myśli te popowe piosenki jak jakieś kal mi mejbi itd. )
- Jaaaaaaaaaaaames! Weź! Weź o wyłącz! To jakiś chłam, a nie muzyka! Wyłącz! - Lars kopnął z całej siły w głośnik. Coś zasyczało i poszedł dym.
- Idioto! Zepsułeś to downie! - wokalista dał mu z liścia. Chłopak zawył głośnho z bólu i obrażony poszedł do kuchni.
Po jakiś dwóch godzinach zaczęła się impreza. Istne party hard. Było pełno ludzi i alkoholu. Połowy pewnie nie znali. Slash "upolował" sobie jakąś dziewczynę i zniknął z nią w swojej sypialni. Szczegłów opisywać nie trzeba...
Rocky wróciła nad ranem. Była zaszokowana stanem swojego domu. Całkowita demolka. Z sofy wystawały sprężyny, krzesła poprzewracane, telewizor spadł ze ściany, głośniki rozwalone. Zaklneła pod nosem i rozejżała się dalej. Pod stołem lezał najebany Lars w samych bokserkach, a na nim Clif z ręką pod bokserkami perkusisty. Wszędzie walałły się puste butelki i puszki. Zauważyła jeszcze Jamesa który spał twarzą w kociej kuwecie. Rozbawiło to ją trochę. Poszła na górę. Bała się, że na piętrze bedzie gorzej. O dziwo było tam całkiem czysto. Jej pokój był nienaruszony. Obok u Larsa nie było drzwi. Nevermind. Weszła do pokoju Hudsona, ale szyko z niego wyszła. Spał z jakąś dziewczyną. Zapukała do sypialni Kirka.
- Proszę - powiedział ostro zachrypnięty głos. Weszła do środka. Pokój wyglądał na pusty. Na pościeli lezał czarny kot i mruczał, a spod niej wystawały dwie brudne stopy.
- Żyjesz jeszcze? - usiadła na rogu łózka. Usłyszała cichy jęk. Podniosła się. Zauwazyła, że usiadła mu na ręce. Wygrzebał się spod pościeli przypadkiem zrzucając kota na podłogę. Wyglądał bardzo marnie; był strasznie blady, miał rumieńce na twarzy i przekrwione oczy. Powieki same mu się zamykały. Opadł na poduszkę. Ciężko, nierówno oddychał. Rocky gdzieś znikneła, ale po chwili wróciła z termometrem. Wetknęła go Kirkowi do ust i kazała leżeć spokojnie. Miał dość mocną goraczkę.
- Jak z dzieckiem. - westchnęła i poszła po zimny okład. Reszta nadal spała, albo udawała. Odgarnęła mu włosy z twarzy i położyła mu okład na czole.
- Rocky, ja.. nie rób tego. Jak się wyśpie będziesz dobrze. Nie potrzebuję pomocy. - podniósł się torchę na łokciach.
- Potrzebujesz. Leż i nie marudź - popchnęla go lekko żeby się spowrotem położył. Westchnął i zamknął oczy. Usnął.

Bonus (starych zdjęć na komputerze brak więc ja dać to. Nowa postać będzie):


sobota, 12 stycznia 2013

Rozdział 4

Kirk leżał skulony na łóżku skulony i cały czas trzymał się za obolałe miejsce. Drzwi otworzyły się. Do pokoju weszła Rocky i zapaliła światło. Chłopak popatrzył na nią zaspanym wzrokiem. Usiadła obok niego na łóżku.
- Strasznie mi głupio. -westchnęła. On nic nie odpowiedział. Nawet nie poruszył się. Tylko oddychał i patrzył się w ścianę. - Kirk przepraszam. Boli cię? - dalej milczał. Siłą przekręciła go na plecy i zdjęła mu ręce z brzucha. Otworzyła usta ze ździwienia. W okolicy pępka miał spore szycie. Wokół skóra miała kolor czerwony. Z jednej strony szew trochę puścił i ropiało i paprało się.
- Nic nie mów. Nie masz co się nade mną litować. Poprostu idź. - przymknął oczy.
- Kirk ja... Nie chciałam. Myślałam, że ty też chcesz mnie przelecieć jak tamci. Przepraszam. Moim zdaniem lekarz cię powinien obejrzeć. - złapała go za rękę.
- Przyszdłem tylko zapytać czy ci nie pomóc i czemu Hetfield tak sie drze. Ja do żadnego doktora nie idę. - wyszarpnął się z jej uścisku. Znów złapał się za brzuch i podkulił nogi.
- Pójdziesz bo ja ci karzę. W sumie to jak byś chciał to... Mogę ci się dać, ale tylko raz. - powiedziała cicho.
- Niech ci będzie. Dać to mi możesz coś przeciwbólowego. Nie chcę seksu. - westchnął ciężko.
- Zaraz ci przyniosę. Jak to nie chcesz? Wszyscy faceci zawsze chcą, a rockmani tymbardziej. Choćby nawet zgwałcić. - zdziwiła się trochę i pomiziała go po policzku.
- Ja nie jestem wszyscy. Dzięki, ale naprawdę nie nalegaj bo i tak tego niezrobię. Nawet jeśli się tu i teraz rozbierzesz do naga. - przeturlał się na bok. Teraz obejmował kolana przyciskając je do siebie. Rocky prychnęła pod nosem i wyszła. Kilka minut później wróciła ze szklanką wody i opakowaniem leku przeciwbólowego. Podała mu je.
- Weź sobie całe bo mam jeszcze jedno i idź spać to ci się polepszy. Chcesz koc? Mogę tu spać? Będzie nam raźniej. - uśmiechnęła się.
- A rób co chcesz. - machnął ręką i wszedł pod kołdrę. Dziewczyna westchnęła i położyła się obok gitarzysty. Wtuliła się mocno w niego. Zadrżał. Pocałowała go w policzek.
- Albo się odsuwasz albo wracasz do siebie. - warknął. Puściła to mimo uszu. Uszczypnęła go w pośladek i przewróciła na plecy. Obserwował każdy jej ruch. Ocierała się o jego męskość. Chciała mu ściągnąć bokserki, ale złapał ją za nadgarstek.
- Nie rób z siebie dziwki. Nie chcę tego. Rozumiesz? - wyszedł z pokoju. Resztę nocy spędził w łazience.

***

Rozległo się pukanie do drzwi. Rocky poszla otworzyć. To była jej koleżanka Vicky. Zaprosiła ją na kawę. Później poszły do pokoju w którym aktualnie mieszkał mr. Hammet. Nadal spał.
- Wstawaj śpiochu. - szturchnęła go lekko. Zamruczał coś i powierzgał nogami. Szturchnęła go jeszcze raz. Tym razem trochę mocniej. Leniwie się podniósł do pozycji siedzącej. Zasyczał i przymknął oczy. Położył się spowrotem.
- Kirk to ty słońce? - zdziwiła się brunetka widząc swojego przyszwanego brata.
- Vicky? - otworzył oczy i uśmiechnął się blado.
- Mam cie zbadać leż spokojnie. - dziewczyna zrzuciła kołdrę na podłogę. Chłopak dostał rumieńcy bo był w samych bokserkach które trochę z niego zjechały, ale nie pokazał za wiele. Z jego brzuchem było jeszcze gorzej. Szew popękał całkiem, a z rany sączyła się krew i trochę ropy. Wyglądało to nie za ciekawie. Vicky wyciągnęła mu resztki szwów i zdezynfekowała ranę. Zszyła go na nowo. Zaciskał pięści z bólu przeszywającego cały brzuch.
- Gotowe. Masz się nie nadwyrężać i leżeć w łóżku, a i nie bierz długich kąpieli, gorących tymbardziej. - przykryła go kołdrą.
- Dziękuję - powiedział cicho i uśmiechnął się trochę. Przymknął powieki i usnął.


Dżizys... New postać będzie. Beznadziejny rozdział. Bonus:

piątek, 11 stycznia 2013

Rozdział 3

W domu Rocky

- Jaki ty masz w chuj wielki dom! - wykrzykną podekscytowany Lars kiedy dziewczyns oprowadziła ich po swojej wielkiej rezydencji. Teraz byli na piętrze.
- To są dla was pokoje. Tamten ostatni jest mój. Niech no zobaczę, że się któryś chce do mnie dobrać to osobiście wykastruję. Gotujecie sobie sami, sprzątacie po sobie, żadnych dziwek. Zrozumiano?- pogroziła im palcem. Rozpoczęła się wielka bitwa który ma spać przy dziewczynie. Szarpali się w czwórkę. Tylko Kirk poszedł do pokoju najbardziej oddalonego od niej. Wszyscy ci co zostali na korytarzu dostali po twarzy od Rocky. Sama ustaliła który gdzie ma mieć pokój. Zapytała Kirka czy nie zechciały być w pokoju obok niej. Bez słowa się tam przeniósł. Napaleni rockmani byli strasznie zazdrośni i wściekli na Hammeta.

***

Rocky siedziała na dole i pracowała przy laptopie. Lars, James i Clif udawali obrażonych i cały czas siedzieli ze Slashem w jego pokoju. Najmłodszy zszedł na dół z zamiarem pójścia na spacer. Chwilę przyglał się pracującej dziewczynie.
- Co to? - zapytał i oparł się łokciami o stół.
- Laptop. Taki komputer przenośny. - posłała mu życzliwy uśmiech.
- Nauczysz mnie kiedyś? - dosiadł się do stołu.
- Jasne. To nie takie trudne. Patrz. - zaczęła mu pokazywać różne aplikacje i tłumaczyć. Po godzinie wróciła do pracy. Chłopak poszedł na miasto. Na górze odbywały się jakieś wrzaski i śmiechy. Rozwścieczona dziewczyna poszł sprawdzić co tam się dzieje. Wparowała do pokoju gitarzysty. Slash tarzał się po podłodze ze śmiechu. Reszta tak samo. Postać z miętowymi włosami pokręciła głową i dalej poszła pisać. Siedziała tak do wieczora.

***

Było po północy. Rocky udawała, że śpi. Chciała sprawdzić czy któryś z nich będzie chciał ją wykorzystać. Drzwi od jej pokoju otworzyły się po cichu. Weszli Lars ze Slashem. Bruten szepnął śpi. Gitarzysta rozchylił jej nogi i powoli ściągał dziewczczynie spodenki. Kopnęła go z całej siły w krocze. Głośno zawył z bólu.
- a ja mówiłam, że się doigracie. Ojej, bolało? Tak mi cię szkoda. - zrzuciła go z łóżka. Poszli zrezygnowani. Kilkanaście minut później szczęścia poszedł spróbować basista. Dostał z pięści w twarz. Wrócił wkurzony. Później przyszedł James. Dostał trzy razy mocniej kopa w krocze od dziewczyny niż Slash. Wrzasnął na pół domu. Do pokoju wszedł zaspany Kirk. Rocky zapaliła lampkę nocną i podeszła do chłopaka.
- Ty też? Wszyscy jesteście tacy sami! - uderzyła go w twarz i łokciem w brzuch. Ciemnowłosy osuną się po ścianie na podłogę i trzymał się za brzuch.
- Kobieto o co ci chodzi? - popatrzył na nią smutnym wzrokiem.
- Chcesz mnie przelecieć, prawda? - zasyczała. Kirk wstał z podłogi rzucił krótkie myślałem, że masz inne zdanie o mnie i wyszedł trzaskając drzwiami. Dziewczynie zrobiło się strasznie głupio...


Bonus
Dla Wiki

środa, 9 stycznia 2013

And She's Buying A Stairway To Heaven - Prolog.

Było ciemno. Ani żywej duszy na dworze. Wysłali mnie do sklepu po coś do picia. Weszłam do całodobowego i kupiłam kilka litrowych butelek Coca-Coli. Szczeże mówiąc nie miałam ochoty na imprezę. One są w naszym domu prawie codziennie, dzięki mojemu bratu - Mike'owi. Wychodząc ze sklepu zauważyłam wysokiego blondyna. Był nawet ładny. Kojarzę go trochę. Chłopak wyglądał na zdołowanego. Siedział na krawężniku i co chwila spoglądał na swoją komórkę. Popatrzyłam chwilę na niego. Kiedy mnie zauważył poszłam. Po kilku minutach byłam w domu. Zaniosłam zakupy do kuchni i wróciłam do swojego pokoju. Włączyłam muzykę na słuchawkach z telefonu i położyłam się na niepościelonym łóżku. Co chwila przechodziły przeze mnie dreszcze. Zawsze tak mam jak słucham Led Zeppelin, a zwłaszcza przy Since I've Been Loving You którego właśnie słucham. Istny geniusz. chyba nie znam lepszego utworu muzycznego. Było już po 22. Muzykę przerwało połączenie. Jak co wieczór dzwoniła Juliette, czyli moja jedyna i za razem najlepsza przyjaciołka. Takiej to tylko ze świecą szukać. Znamy się od ponad 16 lat. Pewnie dzwoni powiedzieć mi dobranoc tak jak to ma w zwyczaju. Nie raz mnie tym obudziła, ale nie potrafię się na nią złościć. Jeszcze nigdy się nie pokłóciłyśmy. Jest dla mnie jak siostra. Odebrałam. Chyba coś się stało. Mówiła przez łzy i szlochała. Z tego co zrozumiałam to jej rodzice zginęli w katastrofie lotniczej. Rzuciłam telefon na łóżko, wzięłam kluczyki i jak najszybciej pojechałam do niej. Po 20 minutach byłam na miejscu. Podbiegłam do rudowłosej i przytuliłam ją mocno. Była cała zapłakana i drżała. Kilka minut stałysmy w bezruchu. Odczepiła się ode mnie i po cichu podziękowała zachrypniętym głosem. Zaprosiła mnie do domu. Udałysmy się do kuchni.
- Ann chcesz herbaty albo kawy? - wymusiła uśmiech na twarzy i oparła się o lodówkę.
- Nie dzięki. - westchnęłam i usiadłam na krześle.
W całym domu rozległo się pukanie do donośnie pukanie do drzwi. Julliet pobiegła sprawdzić kto przyszedł. Usłyszałam jakiś męski głos, później mojej pryjaciółki, głośny plask i trzaskanie drzwiami. Dziewczyna wróciła do pomieszczenia w którym przebywam. Była okropnie wściekła. Nie chciałam jej jeszcze bardziej denerwować więc nie odzywałam się nic. Usłyszałam piosenkę Zeppelinów All My Of Love, ale acapella. Śpiew dochodził z dworu. Brzmiało prawie jak w orginale. Jull wzięła widelec i rzuciła nim przez okno krzycząc zamknij się. Westchnęła głośno, usiadła na blacie i zaczęła jeść jakieś żelki. Usłyszałyśmy jakiś szmer...

++++++++++
+++++++++++++++

1.Wszystkiego najlepszego z okazji 69 urodzin Jimmy. Życzem wieczności i zajebistych solówek.


2. Może jeszcze dzisiaj dodam postacie. Jeszcze nie wiem.

3. To chyba najbardziej zagmatwane opowiadanie na tej stronce. Okay. Wytłumaczę wam. Akcja w czasie teraźniejszym. Chłopcy z zespołu mają tak po ok. 23 lata ( cd. wieku jeszcze się muszę zastanowić ), a zespół został założony na początku 2012 roku. Można się pogubić co nie? :D

niedziela, 6 stycznia 2013

Mam Pomysł.

Wiecie co... Bo dzisisiaj się nudziłam i naszła mnie chcęć na pisanie. Miałam tylko kalendarz książkowy więc... Napisałam całkiem niegłupi prolog. Tak, tak w kalendarzu. Ehh... Do czego ja jeszcze zdolna jestem? Okay. Przejdźmy do sedna sprawy.
Co wy na to żebym pisała dwa opowiadania na raz? To o Metallice na zmianę z Led Zeppelin. A jeszcze jedno... Potrzebuję jakiegoś ładnego sławnego chłopaka żeby z nim być na początku opowiadania, a potem z nim zerwać z... PRYCZYNA TAJNA Beeeep Beeep podaj hasło ;p.
Następne to co mam do powiedzenia to nie życze sobie "ja chce być w tym opowiadaniu". Tak właśnie do was dziewczyny mówię. Zaszczyt goszczenia w tym opowiadaniu będzie miała Julia Kosmulska. Biedactwo chce przeczytać opowiadanie o Gunsach, ale się gubi więc niech sobie zacznie od początku. ;)
I ostatnia rzecz. Bardzo mi przykro, ale muszę usunąć z opowiadanie Lisse i Rocky. Naprawdę mi głupio, ale jest dużo postaci i się gubię, a potem wychodzą bzdury. Olciu serio nie chcę tego, ale w zamian mogę cię dodać do Ledów bo tam przyda się jeszcze jedna postać. Jutro pprozmawiamy.
Dzięki za uwagę dobranoc.


+++++++++++
++++++++++++++++++
Gdyby ktoś chciał link do świetnego bloga o Led Zeppelin to proszę mówić. Znalazłam go w piątek wiczorem podczas rozmowy z Julią. Całkiem przypadkowo. Jeszcze mogę wam dać link do bloga o Metallice ( coś dla ciebie Nirvanafun :D James... I twoje sny xD ) którego prowadzę z kolegą. Poza tym zamierzamy założyć zespół tylko... Nie mamy wokalu. W najgorszym wypadku mogę się poświęcić...ehh.

sobota, 5 stycznia 2013

Rozdział 2

Następnego dnia Hudson zniknął gdzieś. Wrócił około 20. Jego kumple siedzieli przy fontannie. Lars bawil się z jakąś małą zieloną żabką, James śpiewał cicho coś o Clifie który sie z tego śmiał, a Kirk kręcił kluczykami od strun gitary i przeklinał na głupotę Hetfielda. Slash podszedł do nich i pomachał kilkoma zielonymi papierkami, które trzymał w ręku. Oczy Jamesa były jak pięć złotych.
- Skąd to masz miszczu? - uśmiechnął się i wstał z murka na którym leżał. Podszedł do mulata.
- Takie tam... Moje. Nie dam. Trza na siebie zarabiać blondasku, a nie śpiewać zboczone piosenki do basisty.- zaśmiał się i schował 150 funtów do kieszeni. Chwilę później Clif i Lars z żabką w ręku też obok niego stali. Tylko Kirk cały czas kręcił kluczykiem od szóstej struny i przeklinał. Nawet nie zauważył brata. Slash podniósł tą ofiarę losu z ziemi i popatrzył w jego oczy.
- Idziemy coś zjeść. Kiedy moja księżniczka się brzydkich słów? Nie ładnie, nie ładnie. Powiem mamie. - śmiał się. Kirk przez chwilę nie wiedział co się wokół niego dzieje. Przeniósł wzrok na Saula. Nie wiedział co przed chwilą powiedziano do niego.
- Przepraszam, że co?-rozejrzał się wokoło. Był rozkojarzony. Duszą był gdzie indziej niż ciało.
- Jak zwykle... Chodź. - pociągnął go za rękę. Poszli do jakiejś pizzeri. Coś tam zjedli. Pochłonęli wszystko tak szybko tak jakby nie widzieli jedzenia kilka lat. Tylko Hammet coś nie bardzo. Zjadł jeden kawałek. Jakąś godzinę później byli znów w parku. Slash i James śpiewali jakieś pojebane piosenki obejmując się za ramiona z zapalonymi zapalniczkami w rękach, Lars cały czas maltretował tą żabę. Sadysta... Clif szedł równo z perkusistą, a najmłodszy jak zwykle wlókł się kilka metrów za nimi. Oczywiście myślami był w zupełnie innym świecie. Innym świecie. Reszta chyba o nim zapomniała. Co chwila potykał się o własne nogi. Wpadł w jakąś dziewczynę. Przewróciła się. Wróci na jawę. Pomógł jej wstać z zimnyc płyt chodnikowych i pozbierał jej książki z ziemi.
- Przepraszam. Ja... Zamyśliłem się. Pzepraszam. - podał jej książki i uśmiechnął się blado. Nawet jej nie widział bo było zupełnie ciemno.
- Nic się nie stało. - podniosła smartfona z ziemi i otrzepała go z piachu. Cicho przeklnęła pod nosem. - ehh.. To już piąty rozwalony smartfon w tym tygodniu.- westchnęła.
- Smaa.. Co ? - zdziwił się. Dziewczyna włączyła aplikację latarki w telefonie. Poświeciła nią.
- Nie udawaj jakiegoś nołlajfa. Czekaj no... Widziałam cię dzisiaj i wczoraj w parku. - zaśmiała się. Zauważył, że miała na sobie koszulkę z logiem ich zespołu. Odwzajemnił uśmiech.
- Słuchasz Metalliki? - zapytał wskazując na jej t-shirt.
- Jasne. Są zajebiści. Masz facebooka? - poświeciła latarką na jego twarz. Zmrużył oczy. Niebieskooka otworzyła usta ze zdziwienia i zaczęła gorączkowo czegoś szukać w galerii zdjęć. Pokazała mj jedno zdjęcie:

- To ty? - westchnęła. Kirk zmarszczył brwi.
- Eee.. Raczej nie.
- A tu?:

- Nooo... Ja. Ej, skąd masz moje zdjęcie ? - oburzył się.
- Technologia kochanie. Ty jesteś Kirk Hammet?- przytuliła mocniej do siebie książki
- Tak, a co?- uśmiechnął się. Dziewczyna zamyśliła się.
- Ty jakoś za młodo wyglądasz... Przecież ty masz z 50 lat w tym roku.- wypaliła. Na twarzy chłopaka znów zagościło zdziwienie.
- Co ty gadasz kobieto? Ja mam ledwo co 18 lat. Pijana jesteś czy co... Czekaj... Ja może zacznę od początku. No to tak. Jakoś ponad tydzień temu Hetfield wepchnął nas wszystkich za jakieś dziwne drzwi, wpadliśmy czasoprzestrzeń i jesteśmy w 2013 roku a nie '86. Powalone nie?- usiadł na krawężniku. Dziewczyna otworzyła usta ze ździwienia.
-Hammet jesteś genialny! Będzie awans... Ale co ty robisz w tym parku?- usiadła koło niego.
- No bo my byliśmy w L.A., a teraz jesteśmy w tym powalonym Londynie i nawet nie mamy kasy na żarcie. O powrocie do domu już nawet nie wspomnę. Pewnie i tak już naszego domu nie ma.- westchnął i spuścił wzrok na swoje czarne trampki. Siedzieli chwilę w ciszy.
- Ja mam mega dom itd. Mogę was zatrzymać na trochę. Kasy też mi nie brak. Idziemy po resztę zespołu. Chodź! - wstała z krawężnika i pociągnęła go za sobą. 5 minut później byli już w parku. Muzycy siedzieli koło fontanny i rzucali w siebie liśćmi. Wyglądało to komicznie.
- Chyba wam ta pizza coś na te ptasie móżdżki źle działa. Znalazłem wam dom. - uśmiechnął się triumfalnie.


Taka beznadzieja... Pisane w telefonie. Apff.. Bonus:

piątek, 4 stycznia 2013

I",'m Sorry.

Miałam dzisiaj dodać rozdział. Wciągnęło mnie opowiadanie o Led Zeppelin... Dżizys Page jaki chuj xD. Poryczałam sie. Nie ma to jak melancholijne i dobijające opowiadanie o Zeppelinach plus Fade To Black Metalliki jeżeli się wie z jakiego powodu Hetfield to napisał. Rozdziały dodaję gdzie zaztwczaj ok. Północy, ale...dzisiaj nie jestem w stanie. Przepraszam... Czuje się jakby wszyscy gitarzyści poumierali...

środa, 2 stycznia 2013

Rozdział 1

Dobra. Kirk narrator = totalna dupa. Megadupth xD. Albo Dupallica - master of duppets xD okej. Ustalmy, że będzie narrator wszechwiedzący. Czasem perspektywa. Whatever. Rozwaliłam tumblra. .___. Zaczymam:


- Ludzie zejść ze mnie. - zawył najmłodszy z zespołu. Jęczał coś tam jeszcze.
- Zamknij dziub szarpidrucie.- Lars sturlał się na trawę. I popatrzył na czterech facetów leżących na sobie. Trzej się po chwili podnieśli. Młody nadal leżał na chodniku.
- Wstawaj kutasie idziemy- james go kopnął w brzuch. Jęknął cicho i złapał się za obolałe miejsce. Slash podniósł go z płyt chodznikowych.
- Yyy... Chłopaki gdzie my jesteśmy ? To nie wygląda jak USA. Pozatym tu są jakieś dziwne auta. - Lars rozejrzał się po okolicy. Podbiegł do jakiegoś słupa z ogłoszeniami i zawołał resztę. Przyszli niechętnie.
- Czego Ruska Mendo ? - westchnął Hetfield.
- Yyy... Nie chce was martwić, ale chyba wylądowaliśmy w przyszłości. Zobacz. - wskazał palcem na plakat reklamujący koncert Metalliki. Odbędzie się 15 stycznia 2013 roku w Londynie.
- O kurwa... Jesteśmy kilkadziesiąt lat do przodu. Ale zajrebiście ! Czekaj.. To jakaś parodia. Na zdjęciu jest jakiś 4 starych dziadów. - dokładnie obejrzał plakat. Lars przcisnął Kirka do tablicy i wskazywał palcami na kolegę i faceta z plakatu który był do niego podobny tylko dużo starszy. Chłopak popatrzył na siebie z przyszłości i zaczął drzeć się jak baba. Dostał z liścia od "szefa".
- Czego się kurwa wydzierasz ? - zmierzył o wzrokiem.
- Ja siwieję ! - spanikował. Blondyn zareagował na to facepalmem. Poszli dalej. W pewnym momencie szarpidrut prowadzący zatrzymał się.
- Co kurwa znowu ! - Jamesowi już puszczały nerwy.
- Ja tu mieszkam. - wskazał na pałac królewski. Wyśmiali go. -no serio. - naburmuszył się. Znowu się zaczęli śmiać. Hammet po prost wziął klucz i otworzył bramkę. Reszta miała głupie miny i skierowany wzrok na niego. Weszli. Zamknął za nimi bramkę, otworzył wielkie ciężkie drzwi i wszed do pałacu. Udał się na piętro i zapukał do pokoju królowej.
- Mamo jesteś tu ? - otworzył drzwi. Królowa siedziała przy swoim biurku. Spojrzała na niego i podeszła.
- Raczej babciu, nie pomyliło ci się coś słońce ? - pogładziła go po głowie. Reszta stała za drzwiami i miała z niego niezłą polewkę.
- No mówię, że mamo, a nie babciu. Ja nie mam dzieci. No zobacz. - wyjął z kieszeni portfel, a z niego dowód osobisty. Królowa chwile na niego patrzyła.
- dziwne przez chwilę było napisane 1968, a teraz 1994. - westchnęła. Do pokoju wszedł Slash.
- Wypadliśmy z przeszłości. - popatrzył na nich.
- London co ty gadasz ? - popatrzyła na starszego z braci.
- Saul. - poprawił ją.
- Skoro tak mówicie... Dobrze wracacie do domu ? -uśmiechnęła się
- Nooo.. Tylko mamy ze sobą takich trzech idiotów. - Slash zmarszczył brwi. Dostał po nosie od matki.
- Paniczu jak ty się wyrażasz ?! Dobrze niech zostaną, ale nie zdemolujcie tu nic. - wróciła do pracy. Z hallu było słychać dzikie śmiechy. Bracia wrócili do reszty zespołu. Tamci byli prawie poszczani ze śmiechu. Dostali neden wspólny pokój. Długo tam nie pomieszkali. Zaledwie tydzień. Zostali wyrzucieni z pałacu po zrównaniu z ziemią trzech pokoi. Chociaż mieli dwie gitary ze sobą. Teraz spali w parku. Głód doskwierał. Nie mieli kasy na nic. Zdecydowali żeby pójść do pracy, ale jedynie Kirk miał świeżo co maturę. Reszta ledwo ledwo gimnazjum. Zrezygnowali. Grali na mieście na gitarach. Dużo nie zarobili. Tak po kilkanaście funtów dziennie. Slash wpadł na całkiem nie głupi pomysł...

Bonus

wtorek, 1 stycznia 2013

Prolog.

Tak wiem miałam napisac postacie. Napisałam wszystkie dziewczyny i Jamesa. Coś mi mozolnie idzie. Pisałam to ponad 2 godziny ( Oczywiście to skutek gadania z Wiką, Mimusiem, Arbuzem, Kariną, Izzy, Hikusiem i Ludowie. ). Masakra. Apff... Dobra na jutro Karen mi napisze Larsa i dokończy Jamesa. Musze jeszcze niapisać Kirka i Clifa. Okay jutro. Nevermind. Pierwszy rozdział zawsze dupa. Następny będzie lepszy. Pisałam na religii. ( czemu ja jeszcze na to chodzę ? .__. ) Czytajcie.


Dzień jak co dzień. Co tu mówić ? Obudziłem się w jednym łóżku ze Slashem. Nie wiem co on tu robi. Nevermind. James od rana skacze po całym domu. Mówi, że czegoś szuka. Ta jasne. Pewnie się nudzi i chce nas wkurwić. Do pokoju wpadł pan pojebany szef mr. Hetfield.
- Gdzie one są?! - wydarł się. Obudził Slasha.
- Wypierdalaj ! - rzuciłem w niego poduszką. Wskazałem mu palcem drzwi. Nawet nie otworzyłem oczu. Otworzyłem je po kilku minutach i rozejrzałem się po pokoju. Blondyn stał i patrzył się na coś.
- Drzwi! - wykrzyknął.
- No drzwi! Ty nimi wychodzi albo sam cię wyjdę! - machnąłem mu ręką przed nosem.
- Ale te. Do czego one są? - wskazał na drzwi koło szafy.
- Nie wiem. Są zamknięte. Kurde, szefie daj mi spokój. - wzruszyłem ramionami.Chłopak pobiegł gdzieś. Wrócił za jakieś 10 minut. Przywlókł do mnie resztę zespołu. Trzymał w ręku jakiś zmyślny klucz.
- Co ty knujesz?- zapytał zaspany Lars.
- Otwieram drzwi nie widać? - westchnął. I popatrzył się na nas.
- Yyy.. Chłopaki tam jest ciemność! - spanikował. Bez namysłu wepchnął wszystkich do tej ciemności i sam wskoczył. Czyżyb to jakaś otchłań?

Bla, bla, bla. Bardzo krótkie, ale to prolog. Tak wiem. Jestem beznadziejna... To będzie do dupy. Pff...Problem. I tak macie to cytać. <zUowieszczy śmiech>

Łapcie bonus: