sobota, 5 stycznia 2013

Rozdział 2

Następnego dnia Hudson zniknął gdzieś. Wrócił około 20. Jego kumple siedzieli przy fontannie. Lars bawil się z jakąś małą zieloną żabką, James śpiewał cicho coś o Clifie który sie z tego śmiał, a Kirk kręcił kluczykami od strun gitary i przeklinał na głupotę Hetfielda. Slash podszedł do nich i pomachał kilkoma zielonymi papierkami, które trzymał w ręku. Oczy Jamesa były jak pięć złotych.
- Skąd to masz miszczu? - uśmiechnął się i wstał z murka na którym leżał. Podszedł do mulata.
- Takie tam... Moje. Nie dam. Trza na siebie zarabiać blondasku, a nie śpiewać zboczone piosenki do basisty.- zaśmiał się i schował 150 funtów do kieszeni. Chwilę później Clif i Lars z żabką w ręku też obok niego stali. Tylko Kirk cały czas kręcił kluczykiem od szóstej struny i przeklinał. Nawet nie zauważył brata. Slash podniósł tą ofiarę losu z ziemi i popatrzył w jego oczy.
- Idziemy coś zjeść. Kiedy moja księżniczka się brzydkich słów? Nie ładnie, nie ładnie. Powiem mamie. - śmiał się. Kirk przez chwilę nie wiedział co się wokół niego dzieje. Przeniósł wzrok na Saula. Nie wiedział co przed chwilą powiedziano do niego.
- Przepraszam, że co?-rozejrzał się wokoło. Był rozkojarzony. Duszą był gdzie indziej niż ciało.
- Jak zwykle... Chodź. - pociągnął go za rękę. Poszli do jakiejś pizzeri. Coś tam zjedli. Pochłonęli wszystko tak szybko tak jakby nie widzieli jedzenia kilka lat. Tylko Hammet coś nie bardzo. Zjadł jeden kawałek. Jakąś godzinę później byli znów w parku. Slash i James śpiewali jakieś pojebane piosenki obejmując się za ramiona z zapalonymi zapalniczkami w rękach, Lars cały czas maltretował tą żabę. Sadysta... Clif szedł równo z perkusistą, a najmłodszy jak zwykle wlókł się kilka metrów za nimi. Oczywiście myślami był w zupełnie innym świecie. Innym świecie. Reszta chyba o nim zapomniała. Co chwila potykał się o własne nogi. Wpadł w jakąś dziewczynę. Przewróciła się. Wróci na jawę. Pomógł jej wstać z zimnyc płyt chodnikowych i pozbierał jej książki z ziemi.
- Przepraszam. Ja... Zamyśliłem się. Pzepraszam. - podał jej książki i uśmiechnął się blado. Nawet jej nie widział bo było zupełnie ciemno.
- Nic się nie stało. - podniosła smartfona z ziemi i otrzepała go z piachu. Cicho przeklnęła pod nosem. - ehh.. To już piąty rozwalony smartfon w tym tygodniu.- westchnęła.
- Smaa.. Co ? - zdziwił się. Dziewczyna włączyła aplikację latarki w telefonie. Poświeciła nią.
- Nie udawaj jakiegoś nołlajfa. Czekaj no... Widziałam cię dzisiaj i wczoraj w parku. - zaśmiała się. Zauważył, że miała na sobie koszulkę z logiem ich zespołu. Odwzajemnił uśmiech.
- Słuchasz Metalliki? - zapytał wskazując na jej t-shirt.
- Jasne. Są zajebiści. Masz facebooka? - poświeciła latarką na jego twarz. Zmrużył oczy. Niebieskooka otworzyła usta ze zdziwienia i zaczęła gorączkowo czegoś szukać w galerii zdjęć. Pokazała mj jedno zdjęcie:

- To ty? - westchnęła. Kirk zmarszczył brwi.
- Eee.. Raczej nie.
- A tu?:

- Nooo... Ja. Ej, skąd masz moje zdjęcie ? - oburzył się.
- Technologia kochanie. Ty jesteś Kirk Hammet?- przytuliła mocniej do siebie książki
- Tak, a co?- uśmiechnął się. Dziewczyna zamyśliła się.
- Ty jakoś za młodo wyglądasz... Przecież ty masz z 50 lat w tym roku.- wypaliła. Na twarzy chłopaka znów zagościło zdziwienie.
- Co ty gadasz kobieto? Ja mam ledwo co 18 lat. Pijana jesteś czy co... Czekaj... Ja może zacznę od początku. No to tak. Jakoś ponad tydzień temu Hetfield wepchnął nas wszystkich za jakieś dziwne drzwi, wpadliśmy czasoprzestrzeń i jesteśmy w 2013 roku a nie '86. Powalone nie?- usiadł na krawężniku. Dziewczyna otworzyła usta ze ździwienia.
-Hammet jesteś genialny! Będzie awans... Ale co ty robisz w tym parku?- usiadła koło niego.
- No bo my byliśmy w L.A., a teraz jesteśmy w tym powalonym Londynie i nawet nie mamy kasy na żarcie. O powrocie do domu już nawet nie wspomnę. Pewnie i tak już naszego domu nie ma.- westchnął i spuścił wzrok na swoje czarne trampki. Siedzieli chwilę w ciszy.
- Ja mam mega dom itd. Mogę was zatrzymać na trochę. Kasy też mi nie brak. Idziemy po resztę zespołu. Chodź! - wstała z krawężnika i pociągnęła go za sobą. 5 minut później byli już w parku. Muzycy siedzieli koło fontanny i rzucali w siebie liśćmi. Wyglądało to komicznie.
- Chyba wam ta pizza coś na te ptasie móżdżki źle działa. Znalazłem wam dom. - uśmiechnął się triumfalnie.


Taka beznadzieja... Pisane w telefonie. Apff.. Bonus:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz