czwartek, 20 grudnia 2012

Rozdział 27

-Carly jak to w końcu było ? - Blay dopiła swoje latte. Jej przyjaciółka ciężko westchnęła.
- Nooo... Tak po południu przyszli po niego kumple, podajże jakiś rudzielec i blondyn. Też tam był Kirk. Wyglądał marnie. Zniknęli gdzieś. Wrócił do domu. Nie był trzeźwy. Zaczął mnie wyzywać i tak dalej, później przycisnął do ściany, związał ręce sznurem, a dalej to wiesz. - patrzyła przed siebie płytkim wzrokiem w nieokreślony punkt. Poczuła jakieś ręce na ramionach i usłyszała ciche buu. Obawiała się najgorszego, choć ten głos raczej nie należał do Niego. Odwróciła powoli głowę. Zobaczyła brata jej chłopaka... Raczej teraz byłego chłopaka. Blay wstała z krzesła i podeszła do chłopaka. Złapała go za bluzkę i ze złością popatrzyła mu w oczy.
- Hudson jak ty do cholery mogłeś zaraz...
- Nie, nie, nie, nie ! Skargi to pod adres Hell 78 Street, a nie do mnie. Nie jestem Saul. - zawył. Blay puściła jego koszulkę i spłonęła rumieńcem. Chłopak poczochrał jej włosy i usiadł na murku. Brunetka obok niego. Po chwili pojawiła się między nimi Carly. Siedzieli i rozmawiali o głupotach.
- Kirk aaa... Noooo... Przytulisz mnie ? - ognistowłosa zrobiła maślane oczy. Gitarzysta objął ją i uśmiechnął się. Patrzyli sobie w oczy przez dłuższą chwilę. Panna Martines gdzieś się ulotniła. Carly cmoknęła krótko chłopaka. Odwzajemnił. Całowali się przez dłuższą chwilę.
- Jesteś taki słodki. - mruknęła.
- Carly.. Ty... Tamten mnie zabije... Ty nie powinnaś być ze Slashem ? - pobladł.
- Powinnam. Tylko, że ja nieeeee... Dobra będę wracać. - odsunęła się od niego.
- Odprowadzę cię. - zaproponował. Dziewczyna zgodziła się. Po kilku minutach byli na Hell street. Weszła do domu. Serce jej waliło, a oddech przyśpieszył. Saul siedział w kuchni na blacie i gadał pod nosem dlaczego ja ? Dlaczego ja ? Podeszła do niego niepewnie i lekko pociągnęła za loczki. Podniósł głowę z między kolan. Oczy miał zeszklone. Obok jego nogi spoczywał nóż, a ręce wraz z koszulą i policzkami oraz spodniami były całe zakrwawione. Raczwj był już trzeźwy.
- Carly ? Ja... Odejdź. Jestem idiotą. Nie marnuj sobie życia i znajdź sobie faceta na pozomie, a nie jakiegoś... Durnego rockmana, który rzucił szkołę i ma milion nałogów. - popatrzył na podłogę.
- Posłuchaj. Ufałam ci jak nikomu innemu. Nie spodzewałam się tego po tobie. Pamiętam doskonale jak zgodziłam się z tobą być to mówiłeś, że mnie nigdy nie skrzywdzisz... Saul, co się z tobą dzieje ? Nie wiem czy ci powiedziałam, ale... Ale... Chciałabym żeby moje dziecko mieszkało ojcem.
- To znaczy, że jesteś w ciąży ? - popatrzył na nią zdziwiony.
- Tak. Jak... Jak mnie nie kochasz to po prostu to powiedz. Ja zrozumiem. Wrócę do Ameryki.
- Nie, kotku to nie tak. - przytulił ją do siebie.- Za bardzo cię kocham żeby wyrzucić cię z domu. Ja nie zrobiłbym tego ba trzeźwo. Naprawdę. Nie potrafiłbym tak. Kiedy ty płaczesz to ja cierpię jeszcze bardziej. Tylko... Tylko nie chcę żebyś widziała mój ból. Dla ciebie zrobię wszystko tylko daj mi szansę. Proszę. - po jego policzkach spłynęło kilka łez. Carly przytuliła się mocniej i pocałowała go...

Bonus:

1 komentarz: